
Zirael
"Potępieniec"
Nekromanta
Podobno człowiek
Wiek nieznany, lecz z pewnością przedłużany magią
Magia śmierci
Mówca Umarłych, Kowal Dusz, Cień Kostuchy, Plugawa Zgroza
❈❈❈❈❈
Co? Gdzie? Jak... Przestań, nie mów tak głośno! Odejdź parszywy cieniu! Opuść moją głowę chędożony dziwaku! Nie... Jeszcze jeden!? Szepty, dźwięki... Wszędzie głosy. Jeden, dwa... Pięć? Sześć!?
Ja będę wami rządził, nie na odwrót!
Co!? Przestańcie i to natychmiast!
Bierzcie te kły z mojego umysłu!
Nie, nie, nie...
Nie!
❈
Hahaha... Tak się bawicie!? Dosyć!
Dobrze, bardzo dobrze... Może układ? Taki malutki, co?
Ohh... Słuchacie? Świetnie.
Może zamiast tortur, współpraca? Pomyślcie, to da większe szanse mi i Wam. Będziemy się wspomagać, dawać szansę i szkolić nawzajem. Obdzierać wrogów żywcem, kąpać ich w krwi, zmuszać do patrzenia na wyrwane wnętrzności i słuchania krzyków mordowanej rodziny. Nie oszczędzimy nikogo, ni dzieci, starców czy dziewki! To wszystko przy małej pomocy mych służących. Co na to powiedzie, hmm?
Przestańcie szeptać tylko odpowiadajcie psia mać!
❈
Zgadzacie się!? Naprawdę!?
Hihihihi! Ohh tak! Pełno juchy! Jęki i lamenty! To wszystko dzień w dzień, przez lata! Obiecuje Wam to! Jeśli nie zabijemy kogoś jednego dnia, tysiące zginą następnego! To będzie niczym słodki śpiew dla naszych uszu. Będziemy niczym morowa zaraza!
Chcecie coś udoskonalić przed zabawą? Dobrze, zgadzam się! Byle szybciej, nie ociągajcie się!
Arrrggghhhh!
❈
❈❈❈❈❈
[Witamy wszystkich bardzo serdecznie wraz z Ziraelem. Karta uzupełni się na weekendzie. Wiemy, że troszkę pokręcona, ale to zupełnie jak ten magik.
Wiem, że nekromanta może być charakterem ciężkim (i brzydkim) do wspólnych wątków, ale mam nadzieję, że nie będziemy aż tak źli.
Piszemy średnio, choć ostrzegamy, że czasem się rozpisujemy.
Wizerunek: DeviantArt, konto Saryth]
[Przyznam się podglądałam kartę i chcem wątek!!!!!]
OdpowiedzUsuńCaecus
[ Witam na blogu i życzę miłej zabawy :) Bardzo ładna postać, jeżeli wiesz o co mi chodzi, taka zła :> Chętnie zaproszę do wątku z Luce, aczkolwiek pojęcia nie mam, jakby to mogło wyglądać. Jak też nie masz pomysłu, to cienko, ale coś się wymyśli, bo wątku z tobą sobie nie odpuszczę :D ]
OdpowiedzUsuńLuce
[Aiden!!! <3 No pewnie że Alexej był mój! :D Tak samo jak Katona na transylvani ;P
OdpowiedzUsuńA co do wątku....to szukam nekromanty, który zrobił sobie prawie że służącego z Caecusa i teraz biedny demon musi się go słuchać...co ty na to by twój pan był tym nekromanta?]
[ale ja tworze Lilith moja droga.... a to nie jest łatwa postać.....
OdpowiedzUsuńwatek moja droga czemu nie ale brak pomysłu...... ;/ jestem zbyt dzis zmeczona na myslenie ;/]
Eris
[ Chociaż nie byłam pewna z której strony to ugryźć, zaczęłam... Mam nadzieję, że nie spartoliłam roboty. Jak tak, to wybacz XD ]
OdpowiedzUsuńGmach budynku był ogromny, oświetlany srebrną poświatą księżyca wyglądał wręcz upiornie. Jeżeli dobrze słyszała, przed najazdem był to teatr do którego zjeżdżali się najlepsi trubadurzy i artyści nie tylko z Loch Aem, ale też z okolicznych krajów... Aż dziw, że nikt z mieszkańców nie wpadł na to, by odnowić i przebudować go na sale mieszkalne dla nowo przybyłych, wszakże teatr dorównywał wielkością niemal Przystani Bohaterów.
- Nie, dziecinko. Większość pięter jest zawalona, ostała się jedynie sala główna i scena. Jest tam w bród gruzu, ale na modlitwę pasuje jak ulał. – odpowiedział idący obok dziaduszek gdy zapytała go o budynek.
Na słowo modlitwa cmoknęła z niezadowoleniem. Każdy ma swoje grzeszki, każdy ma swoje sposoby na ogłupienie i ucieczkę od zła jakie nas otacza. Jedni wybrali mordowanie, ona wybrała picie, inni wybrali wiarę. Luce miała swoją wiarę, miała butelkę, dlatego nie czepiała się dziadka gdy opowiadał jej o bogach. Ale wiedziała też, że butelka jej nie okłamie, wie czego się od niej spodziewać, a z wiarą nigdy nie wiadomo.
Nie tak dawno temu ludzie zaczęli gadać na targowisku o modleniu się do nowego boga, czyli zdaniem dziewczyny wieśniacy po prostu znaleźli coś do zajęcia rąk gdy się nie ma miedziaków na kufel piwa. Ludzie głupieją jak nie mają nic do roboty, zwłaszcza gdy pobliska świątynia została sprofanowana, a rytuały wiedźmy wciąż były niechętnie uznawane.
Z każdym dniem było o tym głośniej, ludzie wychwalali kapłanów, zachwycali się bóstwem, lecz nikt nie wspomniał słowem co się tam wyprawia ani gdzie to jest. Potem usłyszała, że syn znanego jej dziadka przepadł bez śladu, a później jeszcze kilka osób, które oczywiście jakimś dziwnym przypadkiem również brały udział w podejrzanych uroczystościach.
Dziadek z dobroci zaproponował jej udział w nabożeństwie, więc bez zwłoki zgodziła się, zwłaszcza, że od początku coś jej to śmierdziało.
I tak właśnie znalazła się w upiornym teatrze, otoczona ludźmi których znała i z którymi współpracowała na co dzień, lecz o których nic nie wiedziała. Nie była pewna co powinna robić, chyba tylko obserwować i słuchać... Tak czy siak, ma wszystko czego potrzeba, na wszelki wypadek zaopatrzyła się w 2 sztylety, miecz i butelkę samogonu. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Luce
[ hejo, heju :) tak nieśmiało i wątek zapytuję ]
OdpowiedzUsuńSarabi
[ w sumie to można ją nazwać łowcą nagród. Ale w sumie czasami działa na własną rękę. :)]
OdpowiedzUsuńSarabi
[ dobra, mi pasuje :) nawet bardzo..mzacznuwsz ? Bo ja jakby co to moge dopieoza parę godzin zapewne nawet jutro...wiec ciebi zaczęcie prosze :)]
OdpowiedzUsuńSarabi
Mijały minuty, a ludzi w sali wciąż przybywało. Luce, niczym niegrzeczny dzieciak wierciła się w miejscu, czując przerażenie na widok tłumów. Nie spodziewała się takiej liczby osób, bo jeśli ten kult faktycznie jest fałszywy, to będzie ciężej go rozwiązać niż przypuszczała. Odcięła się na chwilę od ludzi, chłonąc pomieszczenie i ołtarz. Sala została uprzątnięta, zapewne zrobili to ludzie z miasta, chcąc mieć miejsce na modlitwę. Wielki podest został starannie oświetlony, stało na nim kilku kapłanów zajętych różnymi czynnościami. No i sam wspaniały, wychwalany bożek, zawieszony wysoko ponad ich głowami, by każdy mógł go zobaczyć. Posąg tętnił bohaterstwem i odwagą, co było jasną odpowiedzią na pytanie dlaczego uzyskał taki rozgłos. Ludzie się bali, zarówno o siebie jak i bliskich, więc gdy tylko zaszła taka okazja, zaczęli się modlić do boga który ich ochroni.
OdpowiedzUsuńNagle zapadła martwa cisza i wtem cała sala, niczym jeden mąż rozbrzmiała głośną, spokojną pieśnią. Dziewczyna zdezorientowana podskoczyła na miejscu, rozglądając się z przestrachem. Kapłani stali ustawieni po bokach podestu, ludzie zaś ustawili się w równych rządkach, pochłonięci śpiewaniem. Z przerażeniem zauważyła, że nie tylko dziaduszek obok niej, ale i reszta sali stoi sztywno z głowami uniesionymi w górę, ku Panu Harmonii, a ich twarze są uśmiechnięte i pełne nadziei, każde jedno słowo wyśpiewują z czcią i mocą jakiej nigdy wcześniej nie widziała. Oczy utkwione w posągu błyszczą, powoli napływają do nich łzy, a są to łzy szczęścia i wiary.
Ludzie są tak naiwni i głupi, pomyślała ze smutkiem Luce i przełknęła ślinę przez zaciśnięte gardło. Jako jedyna nieśpiewająca poczuła strach przed takim fanatyzmem, chciała się schować by nikt nie mógł dostrzec, że jest niewierząca.
I wtedy na podest wkroczył główny kapłan. Potężny i dostojny, w pięknej, powłóczystej szacie. Roznosił wokół siebie aurę mocy i dumy, idealny pasterz dla zlęknionych owieczek. Nie podobał się jej jego uśmiech, chociaż wiedziała, że gdy coś jej śmierdzi, we wszystkim zobaczy podstęp.
I kapłan podjął pieśń, wtedy dziewczyna poczuła się jeszcze mniejsza, ale stała dalej, przyglądając się posągowi ponuro. W końcu sala zgodnie umilkła, a dziewczyna jednocześnie odetchnęła z ulgą i wstrzymała oddech, nie będąc pewna czego się spodziewać.
Luce
[o jej, to by było ciężkie. Chyba Caecus na tą chwilę nie jest wstanie pomagać nekromancie...on jeszcze jest zbyt rozdrażniony że upadł tak nisko, więc wypożyczenie go miało by nie ciekawie konsekwencje i na dodatek na nic by się nie przydał ;(]
OdpowiedzUsuń[skoro chcesz demona, który będzie warczał i buntował się to można jak najbardziej zrobić to wypożyczenie. tylko plisss...zacznij, ja muszę jeszcze naskrobać jeden wątek i moja wena zaczyna już uciekać xd]
OdpowiedzUsuńNienawidzę go, nienawidzę go, nienawidzę go, nienawidzę go, nienawidzę go. Te jedno słowo powtarzał ciągle w myślach, to właśnie czuł gdy usłyszał że przez kilka dni, tygodni lub miesięcy będzie wypożyczony jakiemuś innemu typowi co się bawi w nekromancję. No, ale..WYPOŻYCZONY!?
OdpowiedzUsuńJest demonem, a nie przedmiotem! Jak mógł go tak oddać, już pomijając ze raz to przerabiał gdy wymieniono go za byle co.
Warczał na mężczyznę ile ktoś ten znalazł się w zasięgu wzroku, pomijając już furię jaka ocknęła się wnim gdy ten spróbował go dotknąć. Nie miał prawa nawet się zbliżać teraz, do tej pory sądził że nie da się go upokorzyć, a okazało się że można i teraz właśnie to się stało.
Czuł dziwne emocje szarpiące nim gdy pomyślał że ktoś jeszcze będzie mógł wydawać mu polecenia. Po godzinie jednak okazało się ze nie musi być posłuszny, symbole wypalone na jego ciele straciły moc, co odczuł wyraźnie, kiedy tylko usłyszał że ma już iść i nie narobić wielkich kłopotów, gdyż tego im obu nie potrzeba.
Zniknął w czarnym dymie, oczywiście nie dowiedział się gdzie ma tak właściwie iść dlatego musiał pojawić się w środku lasu. Wyczuł energię Zireala, bo tak ponoć zwał się ten do którego miał iść, ruszył jak drapieżnik tropem ofiary. Zostawił za sobą czarną smugę, aż w końcu zjawił się niezauważony w pomieszczeniu w którym przebywał mężczyzna.
Barbatos poruszył długim czarnym ogonem i skórzastymi skrzydłami w tym samym kolorze, trochę za dużymi jeśli patrzeć na proporcjonalność do ciała. Pozbył się kaptura z głowy odsłaniając twarz i swe nieludzkie ślepia, które teraz wwiercały się w nekromantę wrogo.
Zawarczał gardłowo gdy jakiś sługus mężczyzny ruszył w jego stronę, nie wahał by rozszarpać go jesli zbliżył by się choć trochę jeszcze. Ukrył skrzydła i ogon, wracając do typowo ludzkiego wyglądu, jego skóra przy tym nabrała żywszego koloru.
- Ty pewnie jesteś Zirael Potępieniec, doprawdy cudowny przydomek - burknął kpiąco. Skrzyżował ręce na torsie, czekając na jakąkolwiek reakcję chociaż jak dla niego mogli tak stać i gapić się na siebie, nie przeszkadzało mu to kompletnie.
Wbiła wzrok w kapłana, chłonąc każde jego słowo, obserwując mimikę twarzy i gesty jakie wykonuje. Nie miała pojęcia jak odróżnić oszusta od prawdziwego, wierzącego kapłana, wszakże nie miała do czynienia nigdy z czymś takim... Starała się patrzyć jasno na sprawę, jako osoba stojąca jedynie z boku, jednak zachowanie mężczyzny wciąż wydawało jej się grubo przesadzone, jakby z góry był jej wrogiem i jego czyny były złe. Cóż, nigdy nie lubiła duchownych.
OdpowiedzUsuńPodążając za słowami kapłana, wraz z resztą sali wzniosła oczy na posążek bożka który nagle eksplodował jasnym światłem i zaczął mienić się milionami kolorów, tym samym przyprawiając tłum o westchnięcia niedowierzania.
Z jej ust wyrwał się przeciągły syk złości. Kuglarskie sztuczki, warknęła w myślach, zaciskając usta, lecz ci głupi ludzie znów zaczęli wychwalać tego fałszywego boga. To nie była ich wina, nie widzieli świata, byli zbyt prości, by pojąć iż większość magików była wstanie sprawić coś takiego. A magicy, ah, ci przeklęci magicy, ich nienawidziła najbardziej, co tylko sprawiło, że nie mogła z powrotem przywołać na twarz spokojnego wyrazu, lecz otwarcie, wrogo przyglądała się schodzącemu ze sceny kapłanowi.
- Dziadku... – szepnęła do swojego wiekowego towarzysza, lecz gdy na niego spojrzała, ujrzała zgarbionego, starego mężczyznę, który mimo tego, iż niedawno stracił syna, stał z uśmiechem na ustach, wpatrzony w jaśniejący z każdą chwilą posąg, a z jego policzka spływała ogromna łza.
- To cud, dziecinko. – szepnął tylko wśród szalejącego z tłumu szczęścia, i wtedy zrozumiała, że już za późno na pomoc.
Mocno przegryzła język, by nie zacząć rzucać obelgami. Gdyby teraz poniosły ją emocje, cała sala wieśniaków i ten przeklęty kapłan zwrócili się przeciwko niej i jak nic zostałaby zatłuczona resztkami gruzu, albo co gorzej złożona w ofierze.
Odrobinę uspokojona wróciła do kapłana i jego poczynań. Wierni też ucichli, bacznie obserwując swojego mistrza. A więc rytuał, przeszło jej przez myśl, widząc wszystkie te świece, kadzidła i przyszykowany stół. Poczuła ciarki na plecach, bo wiedziała, że jeżeli kapłani zaczną robić coś nieprzyzwoitego i czyjeś życie będzie zagrożone, nie będzie mogła stać i patrzeć. Będzie musiała coś zrobić, a przecież przy nich nie ma żadnych szans.
Luce
[Szkoda, motyw z tym rytuałem i wgl jest świetny :D ]
Kolejne zadanie. Kolejna misja i tak jak w książce musiał zacząć padać deszcz. Okryta ciemnym płaszczem kobieta przemierzała powoli ciemne uliczki, starając się zachować jak najciszej. Ponad dwa tysiące stóp nad nią leciały trzy wielkie bestie, obserwują każdy krok swojej pani. Z nimi była bezpieczna. W razie zagrożenia jej smoki zjawiłyby się w ułamku sekundy, stając w jej obronie. Pod pewnymi względami były podobne do ludzi. Dla rodziny zrobią wszystko, a Sarabi się do niej zaliczała w stu procentach. Była dla nich jak matka. Po chwili już stała pod jedną z wielu karczm w tym mieście i odsłaniając swoją twarz weszła dumnie do środka, od razu kierując się ku swojemu stolikowi. Nie zdziwiła się kiedy na chwilę wszyscy ludzie umilkli. W jej towarzystwie było to coś naturalnego. U niektórych budziła respekt, a u niektórych wręcz strach. Tak czy siak w obydwu przypadkach była dość popularna. Była jednym z niewielu łowców, zaklinaczy którzy nie ukrywali swojej tożsamości.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała za dużo o swojej ofierze. Z informacji przez nią zdobytych był nekromantą o imieniu zaczynającym się na S. Zresztą imię nie grało tutaj dużej roli. Dla niej był tylko kolejnym numerkiem wyrytym w drzewie skazańców. Każdy zaklinacz takie posiadał. Wybierał je sobie za młodu, a później przez jakiś czas je pielęgnował, czasami wspomagając magią, aby drzewo rosło duże i silne. Następnie wypisywał na nim swoje inicjały wiążąc je ze sobą. W przypadku Sarabi była to duża olcha, rosnąca na skarpie parę kilometrów od jej rodzinnego miasta. Pamiętała ją jako małe drzewko, które z trudem wypuszczało kolejne pędy. Teraz nie ma już nic po tym cudzie. W sumie nawet nie można tego nazwać drzewem. Cała kora drzewa byłą pokryta małymi nacięciami symbolizującymi liczbę ofiar. W przypadku Sarabi nie dałoby się ich zliczyć. Powoli zaczynało jej brakować miejsca.
Kobieta rozejrzała się uważnie po karczmie, szukając jakiegokolwiek punktu zaczęcia. Niestety nikt znajdujący się w budynku nie zainteresował jej. Same żule, prostytutki i ludzie czekający na śmierć. Z takich zazwyczaj nie ma pożytku.
- Kolejny dzień na nic- mruknęła, odkrywając swój obcisły strój łowcy, podkreślający jej walory.
Może tak zachęci kogoś do mówienia.
Sarabi
[Ja się ładnie witam, ale o wątek niestety nie poproszę, bo na razie mam wystarczającą ilość, chyba że rzucisz pomysłem, który mnie powali na kolana :D
OdpowiedzUsuńMiłej zabawy]
Wiedźma ze Wzgórza
[hmm chyba mam cos... tylko nie wiem ile on ma w przyblizeniu lat? Otóz wpadłam na pomysł, by go wplatac w jej ucieczce z domu, gdy była jeszcze bardzo młoda elfka. Z racji tego, iz potem nie powróciła na miejsce, zaczęła szukac po dłuzszym czasie kogos kto by cos wiedział na ten temat xD co najwyzej nie otrzymałaby odpowiedzi... ]
OdpowiedzUsuńEris
[dobra.. wiec jest mlody, ale to nic mógł cos uslyszec przypadkiem xD
OdpowiedzUsuńMoze mieli sie gdzies spotkac w barze albo na cmentarzu (gdziekolwiek byly by było niejasnej reputacji miejsce...) przez wspolnego informatora ? Kogos z kim oboje mieli styczność i go znaja z tajnych misji czy cos xD ]
Eris
Nekromanta doprawdy był ciekawy, różnił się znacznie od istot jakie spotkał dotychczas w swoim długim życiu. Przekrzywił nieznacznie głowę, mimo że demon ukrył swą prawdziwą postać to i tak wyglądał jak drapieżnik czający się na ofiarę, która właśnie go dostrzegła.
OdpowiedzUsuńPrzesunął beznamiętnym spojrzeniem po otoczeniu, szukając czegoś co mogło mu umknąć. W końcu jednak skupił spojrzenie na mężczyźnie ponownie.
- radzę nie nadużywać w mojej obecności słowa wypożyczony, strasznie go nie lubię - powiedział spokojnie, ale trochę warkotliwie.
Wykrzywił wargi w krzywym uśmiechu.
- czyżbyś miał kłopot z głosami, albo dokładniej natrętnymi duszami? - spytał od tak, ale nie oczekiwał odpowiedzi bo wiedział już że tak jest. To właśnie tych dodatkowych osób nie mógł przed chwilą zlokalizować, a wyczuwał ich obecność, więc w końcu wniosek był prosty; musiały siedzieć w głowie nekromanty. Sięgnął pod płaszcz by sprawdzić czy ma przy sobie jeden ze sztyletów, które bardzo uwielbiały wszystkie demony ze względu na ciekawe właściwości ostrzy zwłaszcza na dusze, których w danym miejscu nie powinno być. Poprawił niedbałym gestem płaszcz.
Przeszedł sie po pomieszczeniu, przyglądając się wszystkiemu, ale nic nie dotykając. Wolał trzymać łapy z dala od wszystkiego w czym babrali się tacy jak ten facet. Zatrzymał sie patrząc na podłogę na symbol, który widać że miał wyglądać inaczej, a został po prostu zniszczony lub po prostu naruszony.
- co ty chcesz zrobić ? - spytał ponuro, zerkając przez ramię na osobnika, który śledził wzrokiem każdy jego ruch i tego nie szło nie zauważyć.
Przesunął dłonią nad zniszczoną częścią znaku, narysowanie symbolu było łatwe, gorzej jeśli chciało się go ożywić i teraz rozumiał po co został tutaj dany, obojętnie jak potężny byłby Zirael żeby ożywić to tutaj potrzeba było i jego mocy. Uśmiechnął się aż gdy tylko to zrozumiał, oj będzie mógł sie zabawić...bo w końcu kto powiedział że mu pomoże. Nie miał zamiaru nic ułatwiać bo nienawidził nekromantów od kilku lat, więc niech trochę się pomęczy, a może Barbatos zmieni swoje nastawienie co było bardzo wątpliwe.
[kurde to jest straszne...sorry jak beznadziejny ten odpis jest, ale chyba się jeszcze nie obudziłam ;/]
[to nie wiem.. moze wymyslisz cos xD]
OdpowiedzUsuńNie minęło wiele czasu jak w drzwiach karczmy staną długo wyczekiwany osobnik. Nie trzeba było być łowcą, aby wiedzieć kim jest. Sarabi nawet w smrodzie alkoholu wyczuwała od niego zapach charakterystyczny tylko dla jednej grupy istot. Nekromanta. Z pewnością nie był to przez nią poszukiwany człowiek. Nie pasował do opisu jej pracodawcy. Jednakże był jedyną osobą w karczmie, która mogła mieć jakiekolwiek informacje o poszukiwanym przez nią człowieku. Niestety, Sarabi nie miała zbytnio dużego doświadczenia jeśli chodziło o nekromantów. W swoim życiu zabiła tylko jednego, jednak przedtem wycisnęła z niego trochę informacji. Później z czystej ciekawości trochę poczytała na ich temat, jednak książki zgromadzone w bibliotece łowców nie zawierały zbyt wiele na ich temat. Pozostawali dla świata wielką niewiadomą. Może dlatego kobieta zazwyczaj unikała zleceń na nich. Nie można walczyć z kimś, kogo się nie zna. Jednak tym razem stawka była na tyle wysoka, aby kobieta mogła przymknąć oczy na swoją niewiedzę.
OdpowiedzUsuńSarabi wodziła wzrokiem po nowo przybyłym, dopóki nie usiadł dokładnie naprzeciwko niej po drugiej stronie karczmy. Wiedziała, że już zdążył ją wyczuć. Jako łowca potrafiła dostrzegać drobne detale z dużej odległości. Ponadto jej więź ze smokami pobudzała jej zmysły. Mogła widzieć dalej, biegać szybciej, zwinniej się poruszać, lepiej słyszeć…w jej branży były to bardzo przydatne umiejętności. W przypadku nekromanty zdradziła go ledwie widoczna zmarszczka pomiędzy brwiami. Kobieta uśmiechnęła się lekko. W każdej kończynie swojego ciała czuła, że na nią czeka. To było oczywiste, tak samo jak wręcz oczywisty był cel jego podróży tutaj. Osoby jego pokroju rzadko zapuszczały się do miasta, chyba że miały jakiś ważny powód. W tej sytuacji ni było wątpliwości, że miał coś dla Sarabi. W jej mniemaniu nie istniało takie słowo jak przypadek, a że oprócz niego nie wyczuła żadnej istoty zasługującej na choć chwilę uwagi, musiało chodzić mu o nią.
Powoli zebrała swoje rzeczy i idąc prosto przed siebie po chwili dotarła do stolika nieznajomego. Rzuciła na siedzenie obok swój płaszcz i usiadła na krześle, wpatrując się swoimi niebieskimi oczami w twarz nekromanty.
- Ładna noc, nieprawdaż?- powiedziała uśmiechając się lekko.
Sarabi
- słyszę że ich rozdrażniłem, ale jak jeszcze raz padną od nich słowa chędożony pies rzuconę w moim kierunku, to obiecuję że zrobię wam tutaj piekło..- odparł po prostu, udając miły ton co jednak budziło niepokój. Zastanawiał się jak Zirael wytrzymuje z tymi duszami, bo on miał z nimi styk od paru minut i już działały mu na nerwy i to poważnie.
OdpowiedzUsuń- strasznie ciekawa jest ta wasza wymiana zdań, ale z łaski swojej zamknijcie się - warknął zerkając na mężczyznę, ale zaraz znów skupił swoją uwagę na symbolu.
Było tu mało błędów, tak naprawdę symbol był wystarczajaco stabilny żeby to co planowal nekromanta udało sie, a nawet może osiągnął by więcej...bardziej niszczycielską broń w swoich rękach, oczywiście dalej była by za słaba w porównaniu z demonem jego pokroju.
No i dobrze że mężczyzna wątpił w jego dobroduszność, coś takiego nie istniało u niego...był wredny, dwulicowy, okrutny jak każdy demon. Nie należało mu ufać, ani wymagać od niego.
Tutaj głównie chodziło o zniewolenie, ale to nie miała być zemsta, a po prostu zwykła niechęć, nic chiał pomagać nikomu podobnemu do tego co wymusił na nim posłuszeństwo.
- jesteś idiotą - rzucił gdy mężczyzna starł symbol.- był wystarczając silny by ci się udało, ale teraz to już nie ważne, nie odtworzysz go tak dobrze - mruknął prostując się.
Odszedł na bok, ale spokojnie wytrzymał jego spojrzenie, patrzyl mu w oczy beznamiętnie.
- mógłbym przymknąć oko na to jak bardzo nienawidze takich jak ty i pomóc ci w osiągnięciu celu...ale nie ma nic za darmo - powiedział nagle.
Dostrzegł dopiero teraz swoją szansę, jeśli On był tak silny jak mówiono to był aktualnie jedynym magiem, który mógł mu pomóc odzyskać wolność.
Wtedy mógłby zrobić to co chciał od dwóch lat....zemsta rozkoszą bogów, ale demon też może się nią pocieszyć...jak to mawiano w piekle.
[Poddaję się. Chciałabym wątek. Pomysł mnie zaskoczył, jest ciekawy i podoba mi się.
OdpowiedzUsuńTo może spotkają się na jakimś neutralnym terenie? Bo raczej zbyt przyjacielskich stosunków to oni nie będą mieć, zwłaszcza, że uważa Nekromancję za niehigieniczną :)
No i najważniejsza kwestia - kto zaczyna i jakiej długości wątki lubisz?]
Wiedźma ze Wzgórza
[To gdzie się spotkają w takim razie? W połowie mostu?
OdpowiedzUsuńTylko uwaga, spotkanie z Wiedźmą może skutkować utratą dobrego imienia wśród nekromantów i polepszeniem się zdrowia psychicznego xD ]
Wiedźma ze Wzgórza
Kopyta osła zaczęły stukać, gdy ten wszedł na pozostałości elfiego traktu prowadzącego do mostu, a dalej miasta. Kobieta, ubrana w ciemną szatę i szary płaszcz z kapturem siedziała na koźle. Na końcu przerzuconego przez ramię ciemnego warkocza zawieszony miała dzwoneczek, tak samo jak przy uprzęży zwierzęcia.
OdpowiedzUsuńWiedźma co jakiś czas przyjeżdżała do miasta, choćby po to, aby kupić mąkę, jakieś zwierzęta do rytuałów i sprzedać drobne uroki, lekarstwa i eliksiry.
Od czasu pojawienia się Przystani Bohaterów popyt na jej produkty znacznie wzrósł, z czego korzystała skrzętnie. Należała do tego rodzaju ludzi, którym oczy błyszczą się na widok brzęczącego złota. Nauczyła jej tego mistrzyni, poprzednia Wiedźma ze Wzgórza.
Dziś jednak udała się na most z innego powodu. Było to miejsce przepełnione elfią mocą, względnie neutralne, a ona miała spotkać się z nekromantą.
Wiedźma urodziła się w ciepłych, południowych krainach, gdzie nekromanci nie mieszkali z powodu zbyt radosnych ludzi i dużej ilości słońca. Właśnie dlatego jej rysy nie pasowały do tutejszych. Karmelowa karnacja, ciemne oczy i włosy nie pasowały do bladych twarzy mieszkańców Loresth. Była sierotą, dzieckiem, przygarniętym przez stara wiedźmę. Tylko dzięki temu, że próbowała ją okraść, nie stała teraz na ulicy i nie sprzedawała swojego ciała.
Osiołek wjechał powoli na most i staną w połowie. Tutaj się umówiła z Kowalem Dusz, czy jak mu tam było.
Stali po dwóch stronach barykady, ale zanikająca magia przeszkadzała im obojgu i zamierzali to odmienić. Czar0wnica wzięła ze swojej torby jabłko i nagryzła je z głośnym chrupnięciem. Zjawiła się przed czasem, bo tak lubiła. Poza tym powiadomiła strażnika, że spotka się tu z nekromantą na czysto pokojowych warunkach.
Aż ją mierziło z tego powodu. Nekromancja była ohydną i obrzydliwą sztuką. Papranie się w ludzkich zwłokach i rozmawianie z tymi, którzy już odeszli było profanacją. Powinno się zostawić ich w spokoju, jacykolwiek by nie byli za życia. Z tego powodu właśnie chciała, aby po śmierci ją spalono razem z kilkoma amuletami, które miały uniemożliwić nękanie jej duszy.
[Jako, że nie lubię zaczynać, początek super długi mi nie wyszedł...]
Wiedźma ze Wzgórza
Oczywiście że jego groźby były prawdziwe, były najbardziej prawdziwe jakie mógł mężczyzna usłyszeć. Wsłuchiwał się w wkurzające głosy i obserwował jak bardzo oddziałują na nekromante. Zastanawial się czy każdy nekromanta ma taki kłopot, bo wcześniej nie zauważył czegoś takiego u tego z którym miał doczynienia na codzień, a szczerze miałby wielką radochę drażniąc takie duszę by jemu się obrywało.
OdpowiedzUsuńPoza tym konsekwencje względem niego? Błagam, nic mu nie mogli zrobić, nic nie mogło go zniszczyć ani osłabić na długi czas. Mógł jedynie posłuchać umoralniającej gadki, która była by bardzo bez sensu zwłaszcza że on człowieczeństwa praktycznie nie posiadał.
- Nie wiele wiem bo jakoś nikt nie chciał powiedzieć mi za wiele, praktycznie nic mi nie powiedziano, sam jedynie wychwyciłem kilka szczegółów z myśli innych - odparł poważnie, krzywiąc się przy tym.
Przkerzywił głowę.
- za duzo myślisz - mruknął, słysząc myśli mężczyzny.- ty nie chciałbyś obojętnie jakimi środkami, ale odzyskać wolność ? - spytał od tak, nie chciał jego odpowiedzi jednak.
Jego ślepia rozjarzyły się w chwili gdy słyszał jego słowa. Widział już coraz wyraźniej swoją szansę na ucieczkę z tego beznadziejnego świata. Powrót tam skąd pochodził był tym czego on pożądał.
Gdy ten zamilkł, kąciki ust Barbatosa uniosły się.
- losowego nekromantę...nie, demon chcący uciec szukał by potężnego nekromanty, którego akurat znalazł - powiedział cicho. Zbliżył się do niego powoli, zastanawiając się na szybko jak rozegrać tą rozmowę.
- demon na pewno byłby skory po tym jak odzwyskał by wolność, ochronić ten jeden raz czarnoksiężnika przez zemstą ze strony innych....posiada siłę o wiele większą niż każdy nekromanta będący na tym świecie i oczywiście bez marudzenia pomógłby dokończyć eksperyment, który zaczęty został - mruknął spokojnie, podrapał się po policzku nagle ostrym pazurem.- a co do magika, radziłbym mu rozważyć propozycję skoro chce ukączyć swoje dzieło, bo innego sposobu nie ma...a żaden innych piekielny na pewno nie zjawi się by pomóc stworzyć coś na tyle potężnego.- dodał z grymasem, który może miał być uśmiechem.
- to oczywiście jest czysto teoretyczne - syknąl znajdując się zaledwie metr od niego.
Skrzyżował ręce na torsie, nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wręcz cisnął mu się na twarz.
- Sarabi- odparła odczytując jego zamiar i aluzję- I nie żadna pani. Takie zazwyczaj modlą się przed kadzidłami i lamentują nad wszystkimi pierdołami tego świata. Przepraszam za rozczarowanie- mruknęła przeszywając go na wylot swoimi błękitnymi ślepiami.
OdpowiedzUsuńPrzyglądała mu się bardzo uważnie, i nie tylko dlatego, że był trzecim nekromantą którego widziała w życiu. Jego twarz co chwila zmieniała się. Kobieta miał wrażenie, że co chwila popada w skrajności w skrajność. Jako łowczyni potrafiła takie rzeczy zauważać, zwłaszcza kiedy siedział niecały metr przed kimś. Wyglądało to tak, jakby w jego głowie toczyła się jakaś walka, na której najbardziej cierpiał ten o to jegomość, siedzący tuz przed nią.
Oczywiście jej uwadze nie umknął także fakt, że nieznajomy się jej przyglądał, ale nie patrzył na nią jak na kogoś równemu sobie, a przynajmniej w obecnej chwili. Jego wzrok był identyczny jak pozostałych mężczyzn w tej karczmie, jakby zaraz miał się na nią rzucić. Oczywiście, Sarabi zdawała sobie sprawę ze swojej atrakcyjności i często nawet starała się ją poprawić. Więcej informacji od mężczyzn wyciągnie wyglądając jak jakaś dziwka ze sztyletami niż zakonnica w habicie. Taki wygląd rozwiązywał język każdemu mężczyźnie.
Mimo to kobieta była lekko spięta. Zazwyczaj było to praktycznie nie widoczne, ale jednak. Musiała być czujna. Nie było żadną tajemnica, że w pewnych kręgach nie była mile widziana, i dość duża grupa ludzi czyhała na jej życie. Nawet tutaj w karczmie potrafiła rozpoznać niektóre twarzy sługusów osób z tak zwanych wyższych sfer, bacznie jej się przyglądających i tylko czekających jak opuści to miejsce, aby móc jej wbić nóż w plecy. Zapewne gdyby nie spotkała tego mężczyzny, rano na ulicy zostałyby znalezione nowe trupy.
- Ta dziura jest jednym z trzech najlepszych źródeł informacji w mieście, ale to zapewne już wiesz- powiedziała posyłając mu leniwy uśmiech- Dziwię się tylko, spotkałam w niej kogoś takiego jak ty. Cóż, istoty twojego pokroju raczej nie zapuszczają się w głąb miasta, zwłaszcza do takich miejsc jak to- rzekła powoli pochylając się nad stołem- Czyż nie mam racji, nekromanto?
Chciała go sprowokować. Chciała aby jej to przyznał. Tylko nieliczni potrafili zobaczyć różnicę między zwykłymi ludźmi a istotami takimi jak ten facet. Nawet niektórzy łowcy mieli z tym problem. Jednak Sarabi nie była zwykłym łowca. Jako osoba związana ze smokami, po części była też magiczną istotą. Innych ludzi „obdarzonych” wyczuwała na kilometr i ten nekromanta nie był wyjątkiem. Zdradziły go emocje, targające nim od chwili, gdy pojawił się w karczmie, oraz to coś, siedzącego w jego głowie.
- Na przyszłość ucisz znajomych, kiedy wchodzisz do takiego miejsca jak to. Inni nie są tak samo tolerancyjni oraz dyskretni jak ja.
Sarabi
[i własnie mnie wtedy nie zrozumiałas wiesz? chodziło mi o spotkanie, gdyz potrzebowała informacji odnosnie wydarzen z sprzed lat (i tu by sie nie trzymało kupy, gdyż to sie zdazyło gdy jego nie bylo na swiecie). a nie o wspolne misje, gdyz z ta dwojka to sie mija z celem xD to miałam w zamysle a czemus sama stwierdziłałas iz chodzi o co innego.... *mysli* dobra mniejsza.... ^^]
OdpowiedzUsuńEris
[A dzięki:p Twoja też całkiem ciekawa:p Tak też może masz ochotę na wątek, tylko niestety nie wiem, jak ich tu powiązać, masz może pkmysł?]
OdpowiedzUsuńRytuał dokonywał się, a wśród tłumu panowały ogromne emocje, nawet łowczyni mimo sprzecznych uczuć, wyczuła w powietrzu podniosłość nabożeństwa. Przyglądała się temu wszystkiemu z uchylonymi nieświadomie ustami i ściągniętymi w niepewności brwiami. Nawet jeśli spodziewała się krwawych ofiar na ołtarzu, postępowanie kapłanów i zachowanie kobiety wstrząsnęło nią i ją zaintrygowało, choć nie mogła pojąć w jaki sposób. Fałszywy bóg, tajemnicze rytuały, wybrańcy, namaszczenia i eliksiry, krwawe znaki na piersiach, prorocze wizje. Niegdyś nie wydawały jej się szczególnie interesujące, ot zwykły kult... Dopóki nie wzięła w nim udziału.
OdpowiedzUsuńGłówny kapłan przemówił do swych poddanych, po czym oddalił się czym prędzej ku ciemnościom korytarzy teatru. Reszta duchownych ze stoickim spokojem zaczęło w nabożnym skupieniu zbierać akcesoria rytualne, tłum zaś uderzył w pieśń kończącą dzisiejsze zebranie. Luce odwróciła się, by spojrzeć ku wrotom, jednak przed sobą miała tylko morze skupionych w pieśni wiernych, uspokojonych, uśmiechniętych twarzy. Skrzywiła się z obrzydzeniem i zgrabnie przecisnęła się przez wiernych, by ruszyć do drzwi.
Miała zamiar opuścić ten przeklęty teatr, lecz dostrzegłszy resztki marmurowych schodów za filarami, bez zastanawiania się ruszyła w tamtą stronę. Na piętrze czekał ją tylko niepewny grunt, biały pył i mroki, jednak chcąc dowiedzieć się czegokolwiek, musiała je sprawdzić, gdyż inne drogi zastępowali jej kapłani.
Skradała się w ciemnościach, licząc iż zrujnowanej budowli nie okupuje coś więcej niż fałszywi duchowni, jednak niczego takiego nie zauważyła. Przez wyrwę w podłodze widziała wszystkich ludzi zgromadzonych w sali. Zakończyli już pieśń, teraz każdy powoli kierował się ku wrotom, wyprostowany, napełniony wiarą i nadzieją. Złość Luce powoli ustąpiła, a na jej miejscu pojawił się smutek dla ludzi.
Odwróciła się od tego obrazu, ruszyła dalej ciemnymi korytarzami, zaglądając do poniektórych komnat. Przez chwilę wydało jej się, iż słyszy echo głosu, jednak po chwili nasłuchiwania nie doczekała się niczego i ruszyła dalej. Po jakimś czasie znów dobiegł jej czyjś głos, tym razem głośniejszy i wyraźniejszy. Wiedziona ciekawością, ruszyła za nim.
Luce
[skoro jestes taaaka chetna to zostawiam zaczęcie tobie ^__^ (wiem kochasz mnie ;p)
OdpowiedzUsuńwiesz.. szkoda że nie moznas uzyć opcji nr. 3., brakuje nam narratora ]
Eris
Zmrużył ślepia gdy usłyszał głos jednego z "towarzyszy" nekromanty. Nie spodobało mu się że nazwano go pokraką, ale pozostał cichy. Już przywykł do obelg, słyszał ich bardzo wiele i większośc była o wiele gorsza. Pierwsze miesiące jego współpracy z typem, który go uwięził wyglądały tak że musiał pochwalić się kogo udało mu się uwiązać jak zwierzynę i zaprezętowanie że demon nie może zrobić mu nic, że całkiem jest mu posłuszny i nawet gdy obraża go to nic się gorźnego nie dzieje, dlatego teraz wielu nekromantów wiedziało o Barbatosie. Wtedy też Caecus pozbył się swej dumy, stał się o wiele bardziej nieczuły na to co mówiły istoty w jego otoczeniu.
OdpowiedzUsuńPrychnął cicho na słowo szacunek, choć był zdziwiony że ktoś zna to słowo w jego towarzystwie. Ukrył lekkie zdziwienie. Skrzywił się nieco słysząc śmiech mężczyzny, zaskakująco drażniło go to...coś było w nim takiego że przez chwilę w myślach demona pojawił się pomysł by złamać mu ten karczek tak kruchy, a wtedy zapadła by cisza. Odpędził to od siebie jednak, dopóki mężczyzna mógłbyś przydatne nie planował robić mu krzywdy.
Zawarczał cicho w reakcji na następną obelgę teraz brzmiącą pasożyt, nie był nim...w żaden sposób nie był nim. Obojętnie na jakiej płaszczyźnie.
- każdy jest łasy na komplementy, obojętnie jaka istota, jak zła i nieczuła to i tak cieszy się gdy usłyszy pochwałę umiejętności. Dlatego sądzę ze to podziałało by na tego wcale nie losowego nekromantę. Demony nie zwracają się z prośbą do byle kogo - stwierdził z cieniem nieprzyjemnego uśmiechu.
- a co do innego sposóbu, nie radził bym ryzykować...nikt z piekielnych dwa razy nie rzuca propozycjami, a jesli raz się odrzuci to można później tego żałować przez wieki - odparł przekrzywiając głowę. Podrapał sie pazurem po poliku, zastanawiał się uważnie i ostrożnie dobierając słowa by nie popełnić jakiegoś szczeniackiego błędu, był już stary więc i doświadczenie miał w manipulacji i kuszeniu aby ktoś zrobił co on chciał.
Spiął się nieco, stali teraz twarzą w twarz, nie wiedział sam ile jest między nimi, ale fakt odległość była bardzo mała. Można było powiedzieć że naruszała przestrzeń osobistą obu.
Barbatos jednak nie chcial się cofnąć pierwszy, ale też nie planował być agresywnym chociaż fakt mężczyzna znalazł sie na cieńkiej granicy, której przekroczenie mogło równać się śmierci.
Zarechotał cicho, o nie to mu nie wyjdzie...to Caecus panował nad sytuacją, mężczyzna nie mógł wymagać więcej niż sam planował dać aby odzyskać wolność.
- Czart jak to ładnie określiłeś, na pewno nie mógłby zapewnić nic więcej...chociaż może byłby skory by zjawiać się gdy nekromanta będzie miał kłopoty z pobratemcami, ale oczywiście nie był by zawsze obok - mruknąl od tak.- poza tym trzeba pamiętać że demon mógły namieszać nieźle i narobić kłopotów ów osobnikowi gdyby usłyszał odpowiedź, która nie była by po jego myśli. Ah, piekielne isoty są tak podłe, wredne że wszystkiego powinno się spodziewać po nich - dodał mówiąc tak jakby nie był jednym z demonów.
- masz racje, bardzo pouczająca dyskusja...tyleż można się dowiedzieć - udał wesołość i entuzjazm.
Tylko że coś w jego słowach podpowiadało że kłamie i wcale tak super nie jest wesoły.
[Hmmm, a nekromanta walczy po stronie dobra, zła zza mostu, czy swojej własnej, w imię wiedzy?]
OdpowiedzUsuńDziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, starając się nie okazywać jak bardzo jej ulżyło. Strzelała. Na chybił trafił założyła jaką istotą jest ten człowiek siedzący przed nią, pomimo energii wypływającej z jego ciała. W głębi siebie była dumna. Niewielu ludzi tak potrafiło. Wieczny farciarz, tak ją nazywał jej mistrz, który sam miał problemy z ocenianiem ludzi. Sarabi już od najmłodszych lat szczyciła się umiejętnością patrzenia w duszę ludzi, tym samym znikąd dowiadując się co nieco o nich. Głownie wykorzystywała to na swoich pracodawcach, sprawdzając jakie mają co do niej zamiary, i czy wiedzą na co się rwą. W większości byli to głupcy, ale raz na tysiąc znajdował się też taki, który potrafił zaimponować kobiecie. Zazwyczaj kończyło się to jakąś upojną nocą i zerwaniem kontaktu, lub ostatecznie dawaniem sobie przyjemności przez miesiąc, nie dłużej. Sarabi nie potrafiła być w związki. Główną tego przyczyną był brak miłości. Kobieta nie potrafiła kochać, nienawidzić, współczuć. Odczuwała jakieś emocje podszywające się pod te uczucia, ale to nie to samo. Nie robiła nic na dłuższą metę. Była niestała w swoich uczuciach i postanowieniach. Szybko zmieniała zdanie, usprawiedliwiając się jakimiś stereotypami, typu ,,kobieta zmienną jest”. Prawda była jednak taka, że choć kobieta bardzo się starała, to nie potrafiła czuć. Była jak pusta butelka.
OdpowiedzUsuńDziewczyna pokiwała głowa, przytakując jego stwierdzeniu.
- Jak pewnie już zauważyłeś, ja nie jestem jak ci ślepcy tuż obok nas. W przeciwieństwie do nich nie mam zamroczonego umysłu i klapek na oczach. Poza tym obserwuję. Wbrew pozorom wyróżniasz się z tłumu, nawet jeżeli nie jesteś tego świadom. Twoje mroczna aura cię zradza.
Wysłuchała go uważnie, a uśmiech na jej twarzy nieznacznie się poszerzył. Rozejrzała się dyskretnie dokoła, po czym znużona oparła ogłowię na dłoniach, splatając ze sobą palce. Dla utrzymania pozorów zaczęła bawić się swoimi włosami, od czasu do czasu przygryzając zalotnie wargę. Nikt nie mógł się dowiedzieć o celu jej wizyty w karczmie. Plotki rozprzestrzeniają się niezwykle szybko, a ona i tak już w ostatnim czasie narobiła sobie wrogów, którzy z chęcią wykorzystają informację o jej pobycie.
- Dwóch facetów, trzeci stolik po prawej. Odkąd wszedłeś do karczmy nieustannie cię obserwując. Ten grubszy z wąsikiem ma nóż, a raczej saksę z bogato rzeźbioną rączką- powiedziała i od niechcenie wydęła wargi- Stolik w samym rogu. Kobieta i dwaj mężczyźni. Ten w środku to łowca nagród. Obok niego siedzi kolejno jego dziwka i syn. Cała trójca poluje na mnie od miesiąca. Chcą ze mnie zrobić niewolnicę- głupie marzenia- Obserwują każdy mój ruch- Sarabi pochyliła się nad stołem , i wyszeptała na tyle cicho, aby tylko nekromanta ja usłyszał- to nie jest odpowiednie miejsce do rozmowy. Zapraszam do mnie- mruknęła cicho i wstała od stołu, kierując się do schodów na piętro.
Nie miała pewności czy za nią pójdzie. Jednak wgłębi ducha chciała aby poszedł. Musiała się od niego dowiedzieć jak najwięcej o nekromancie którego szukała, i coś jej podpowiadało, że wie on całkiem sporo na jego temat.
Sarabi
Kiedy dziewczyna weszła do skromnej izby, prawie od razu skierowała się na jej środek. Sarabi była aktorką. W jej fachu wczuwanie się w każdą rolę było niezwykle cenna umiejętnością. Najgorsi z łowców niestety przypłacali swoje braki życie, czy kończyli swoje tułaczki w więzieniu. Jednak nie panie smoków. Gdyby w mieście był jakiś teatr ona grałaby główną rolę w przedstawieniach wszelakiego typu. Potrafiła wejść w każdą rolę zaczynając na bezbronnej dziewce a kończąc na śmiercionośnym narzędziu zagłady. Nikt nie znał jej prawdziwej twarzy, nawet ona sama miała czasami problem z odnalezieniem jej gdzieś głęboko w sobie. Całe życie była uczona, aby nie odkrywać się przed innymi. Musiała grać cały czas.
OdpowiedzUsuńGdy pod stopami wyczuła drżenie podłogi, świadczące o bliskiej obecność jakiejś osoby uśmiechnęła się tryumfalnie pod nosem. Jedna się nie zawiodła. Wiedziała, że prędzej czy później za nią pójdzie. Kwestia przeczucia, a swojemu Sarabi zawsze ufała. W większość się sprawdzał. Kiedy kobieta czuła kłucie w czaszce, oznaczało to, że miała rację.
Kobieta odwróciła się z gracją na pięcie, stając twarzą w twarz z nekromantą. W świetle palących się świec mogła teraz lepiej przyjrzeć się jego rysom. Wprawdzie wiedziała, że nie jest to jego prawdziwa forma, jednak ciekawiło ją jaką mężczyzna chciał przyjąć „powłokę”. Szybko zlustrowała go wzrokiem od góry do dołu i uśmiechnęła się delikatnie. Zapewne gdyby nie był jakimś pracoholikiem i smutasem, jak wywnioskowała z ich pierwszej wymiany zdań, zapewne prawie każda dziewka padała by przed nim na kolana. Prawie każda, bo Sarabi nie była każdą ladacznicą. Ona w przeciwieństwie do panienek w obskurnych spódnicach i koszulach z wielkim dekoltem starała się siebie szanować. Jej strój miał być przede wszystkim poręczny, a nie taki, co by go musiała co chwila podciągać do góry. To przeszkadzałoby jej tylko w pracy.
Aby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień, Sarabi wyjęła zza paska sztylet i unosząc go wysoko do góry po chwili położyła go ostrożnie na stole, tu obok kubka z parującą jeszcze cieczą.
- Jak widzisz jestem nie uzbrojona- powiedziała spokojnie, odkładając na bok kolejne dwa sztylety i unosząc ręce ku górze- Żadnych spisków, napadów i osób trzecich. Ta rozmowa ma się odbyć między nami i twoimi towarzyszami. Ilu ich tam jest? Dwóch? Trzech? Nie ważne. Żadnych osób niewtajemniczonych. Jak chcesz możesz sprawdzić- powiedziała opuszczając ręce i siadając wygodnie na prowizorycznym łóżku- A teraz do rzeczy- mruknęła przeciągając się niczym kotka- Wiesz coś może o nekromancie zwanym Sireth? Z tego co wiem podpadł niewłaściwym ludziom. No cóż, a ostatnio jeszcze zapadł się pod ziemię. Wzruszająca historia, jakby miało mu to coś dać- powiedziała bardziej do siebie niż do mężczyzny i uśmiechnęła się złowieszczo.
[ Jest ok :)]
Sarabi
[A bardzo by się wściekł, jakby ktoś mu te wysłane na miast truposze zdziesiątkował/przepędził/spróbował przejąć nad nimi kontrolę? Ewentualnie Iridian mogłaby przebijać się przez tę armię do stojącego gdzieś za nimi nekromanty... Albo nie wiem, do jego domu raczej nie dałoby się dotrzeć w jednym kawałku?]
OdpowiedzUsuń[Długoterminowe pokrętne akcje.... Oooo tak!]
OdpowiedzUsuń-Zbliżają się! -krzyknął ktoś z murów. Trudno było stwierdzić kto, na ledwie trzymających się kupy ruinach barykady panował nieopisany chaos. Któryś z obrońców twierdzy osłaniał dłonią czoło, wpatrując się za linię wyschniętych drzew, tam, gdzie po równinie poruszały się ludzkie sylwetki, niemal tak szare jak zrudziała ziemia wokół. Nie nosili zbroi, na ile pozwalała dostrzec to odległość, odziani byli w obszarpane łachmany, twarze mieli ubrudzone ziemią.
-Truposze -odezwał się któryś ze strażników, mierzących z kuszy do poruszającego się niemrawo wrogiego oddziału.
Gratuluję odkrycia epoki, pomyślała Iridian zgryźliwie. Czuła, że powinna chwycić kuszę albo łuk podobnie jak reszta zgromadzonych na murze i wystrzelić kilka razy w podążający ku nim tłumek zombie, ale czuła, że i tak nie zdołałby trafić. Nie do tego była przygotowywana od lat.
W powietrzu świsnęły pierwsze strzały, z dołu dobiegły ich gniewne okrzyki. Ktoś wydał rozkaz otwarcia bramy, pierwsza grupa uzbrojonych obrońców Loresth wypadła przed mury, unosząc nad głowy miecze i topory. W pewnej odległości za nimi podążał mag, wyniosły elf o długich włosach, w czarnej szacie, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Na ten widok Iridian drgnęła, jakby nagle obudziła się z letargu.
-Schodzę -odezwała się do najbliżej stojących, wypuszczających kolejne strzały. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, możliwe, że nawet jej nie usłyszeli. Dziewczyna niecierpliwie przecisnęła się między nimi i zbiegła po kamiennych stopniach na wewnętrzny dziedziniec. Brama była jeszcze uchylona, Iridian musiała tylko lekko rozepchnąć drewniane wrota.
Znalazła się na rozległych błoniach, kilkadziesiąt metrów od nadciągającej armii. Oddział Loch Aem utrzymywał tłum ożywieńców w pewnej odległości od zamku. Iridian puściła się biegiem ku walczącym. Nie miała przy sobie nic oprócz króŧkiego sztyletu i własnej krystalicznej skóry, w starciu z potężnym magiem, który mógł kryć się na tyłach wrogiej hałastry. Z niechęcią musiała przyznać, że w sztuce manipulowania rzeczywistością najeźdźcy z drugiej strony mostu znacznie przewyższali magów z Loch Aem.
Wpadła pomiędzy tłum i od razu wyciągnęły się ku niej blade ręce pokryte plamami, pozbawione kawałków palców. To, co pozostało prawie od razu zostało odcięte sztyletem. Ożywieńcy zawyli nieludzkim głosem.
Niektórzy z nich byli jednak uzbrojeni, a śmierć i proces ożywienia nie całkiem odjęły im przytomność umysłu. Wojownicy obu stron krzyżowali ostrza mieczy, refleksy światła odbiły się od stali. Co jakiś czas któ¶yś z obrońców miasta wydawał z siebie głośny jęk bólu i zdumienia, spoglądał na ostrze przeszywające pierś i ciemne plamy krwi na odzieniu, po czym oczy uciekały mu w głąb czaski i osuwał się na kolana. Najgorsze jednak było to, co Iridian dostrzegła dopiero po jakimś czasie. Nie wszystkie twarze zombie były jej całkiem obce. W niektórych pokiereszowanych, martwych obliczach rozpoznawała byłych towarzyszy broni, poległych w ciągu ostatnich tygodni na tych wymarłych polach i łąkach. Czy ten sam los miał spotkać tych, którzy upadali właśnie na wydeptaną ziemię i w drgawkach oddawali ducha? Ludzie, elfy i inne istoty, mieszkańcy królestwa, które niegdyś było ostoją harmonii... Zdecydowanie wolała o tym nie myśleć.
Niejako mimowolnie sięgnęła umysłem w głąb ziemi, nie przestając odpierać ataków przeciwnika. Wyczuła obecność mrocznej magii, co wydawało się oczywiste, ale nie spodziewała się aż takiej koncentracji złej aury. Zupełnie, jakby gdzieś w pobliżu ukrywał się twórca tego chaosu.
-Znajdźcie maga! -krzyknęła Iridian do jednego ze swoich. Nie była pewna, czy już się domyślali, czy także wyczuwali, że armia żywych trupów to dopiero początek. Zza drzew zbliżało się ku nim coś jeszcze.
Dziewczyna zaczęła się koncentrować, próbując zlokalizować źródło złowieszczego oparu śmierci.
[Ufff, mam nadzieję, że nie wyszło tak źle.]
Oj mężczyzna serio sobie grabił. Cierpliwość demon posiadał, ale jednak bez przesady, a nekromanta przekraczał tą cięką granicę jaka istniała.
OdpowiedzUsuń- Ciekawe masz zdanie o takich jak ja, ale uważaj co mówisz i w jakim towarzystwie to mówisz - odparł chłodno. Zrobił kilka krokó w jego stronę, zmuszając mężczyznę do cofnięcia się, aż pod ścianę. On panowal nad sytuacją, widział to cały czas mimo że rozmówca jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.
Zniknąl nagle by pojawić się przy jednym ze stołów. Dotknął zniszczonej okładki księgi, przyjrzal się symbolą widniącym na niej. Zaraz jednak skupił znów uwagę na nekromancie.
Wykrzywił wargi w podłym uśmiechu, przyglądał mu sie słuchając jak się unosi. Tak łatwo było rozdrażnić śmiertelnych, wystarczyło wbić szpilę w odpowiednie miejsce, a reagowali tak jak się przewidywało.
Nie interesowało go że jest nie naswoim terenie, to on był silniejszy więc czuł się swobodniej. Ziewnął słuchając jego słów i czująć jego gniew.
Przekrzywił głowę niczym drapieżnicz czekajacy aż ofiara zbliży się wystarczająco. Jego oczy znów wypełniła czerń, pojawiły się skrzydła i ogon, którego końcówką machał leniwie.
Zawarczał groźnie i złapał go za ubranie, pieprznął nim o ścianę patrząc jak z płuc mężczyzny ucieka powietrze. Przytrzymywał go, przyciaskajac do ziemnej powierzchni.
Długi ogon owinął wokół pasa przeciwnika, zaciskał wręcz boleśnie.
Patrzył mu prosto w oczy, skorzystał z tego co potrafił....uderzył w umysł i cialo mężczyzny równocześnie. Puścił go kiedy ten zaczął się osuwać po ścianie.
Postanowił pokazać mu ledwie namiastkę tego co może zrobić.- chcesz tu piekła ? - warknął. Machnął ręką, wszystko co było w pomieszczeniu zaczeło płonąć, czarny ogień niszczył wszystko szybko. Cofnął się o krok i rozłożył ręce z głośnym śmiechem skierował ogień na mężczyznę.
Słuchał przez chwilę jak krzyczy i próbuje pozbyć się płomieni.
Barbatos klasnął w ręce, a wszystko zniknęło. Nic nie było naruszone.
- Ból nie musi być prawdziwy by zabić, wystarczy umysł w miarę sprawny - powiedział poważnie. Wszystko co zrobił teraz było iluzją, wytworzoną w naruszonej psychice nekromanty.
Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia ignorując obelgi jakie rzucał Zirael w jego kierunku.
Ukrył ponownie wszystkie demoniczne cechy.
Trupi odór stał się jakby intensywniejszy. Przez przerzedzone szeregi walczących przebiegł bolesny jęk. Prąca przed siebie Kendra, postawna kobieta w czarnej skórzanej zbroi, wywijająca długim mieczem o ukośnie zakończonym ostrzu okręgi i ósemki, zatrzymała się. Chwilowo nie było wokół niej żadnych nieumarłych przeciwników, zatem najbliżej stojący mogli zobaczyć, jak wojowniczka opuszcza broń i w śmiertelnym zdumieniu unosi głowę.
OdpowiedzUsuń- Przed nami! -krzyknęła.
Ktoś z dawnej gwardii Loresth sapnął głośno, ktoś inny bąknął coś o odnalezieniu maga, tym razem jednak bez poprzedniej pewności. A wszyscy bez wyjątku wpatrywali się ze zgrozą w ogromną sylwetkę monstrum o czterech ramionach, wyrąbującego sobie drogę wśród bezładnej kupy walczących.
-Szykujcie kusze! -krzyknął dawny miejski gwardzista, dając znać wyciągniętą ręką. W powietrzu świsnęły strzały, niektóre poszybowały zbyt nisko i czystym przypadkiem wyeliminowały z walki część ożywieńczej hordy. Na olbrzymie nie zrobiło to większego wrażenia, żelazne groty tylko brzęknęły o jego zbroję, odbiły się i strzały spadły na ziemię.
-Srebrem, wy hultaje! -krzyknął ktoś, inny odpowiedział mu przekleństwami.
Skąd tu srebro, na bogów, pomyślała Iridian. Siłą rzeczy nagle znalazła się prawie na czele obrońcół miasta, pośród co znaczniejszych wojowników przybyłych do Loresth. Zrównała się z Kedrą, potem wyprzedziła stojącą nadal w miejscu kobietę. Jakiś dumny rycerz w pełnej płytowej zbroi, błyszczącej jak prawdziwe złoto, pochylał właśnie włócznię, dwaj brodaci mężowie z mieczami wysforowali się naprzód, próbując choćby podciąć nogi wysokiemu truposzowi. Iridian musiała stwierdzić, że wyglądało to śmiesznie, żeby nie powiedzieć żałośnie. Pomimo dość wysokiego wzrostu i atletycznej budowy ciała, sięgali potworowi ledwie do pasa. Jeden z wojowników zamachnął się i uderzył, ostrze uderzyło o chroniące monstrum żelazo, krzesząc iskry.
-Gdzie ten w rzyć chędożony Loramir?! -warknął drugi z osiłków. Niemal od razu rozległ się dźwięk, jakby pękł kamień, Młot olbrzyma spadł na jego głowę, ktora pomimo osłaniającego ją hełmu rozprysła się jak melon, plamiąc stojących najbliżej krwią i tkanką.
-Biada nam!- rozległo się wokół, kiedy ciężkie westchnenie wyrwało się z kilkudziesięciu gardeł jednocześnie. Na obrońców ruin dawnej świetności padł strach, groza sytuacji, w której się znaleźli w końcu przebiła się do ich świadomości. Tylgart Angkor, jeden z najdłużej i najdzielniej walczących obrońców miasta właśnie został zabity, w walce w której tak mężny wojownik był bezradny jak dziecko.
-Wysieka nas jak bydło -powiedziała Kendra grobowym tonem. Nie zmniejszała dzielącego jej od monstrum dystansu, nie próbowała nawet wznieść miecza. Również drugi z Angkorów, Ruben, wycofał się w bok, nie chcąc podzielić losu brata. W tym momencie podobne poświęcenie nie miało sensu.
-Loramir szuka nakromantów -szepnął któryś z łuczników do swoich towarzyszy. Iridian drgnęła, słysząc za sobą jego głos.
Dziewczyna odwróciła się, mierząc ich gniewnym spojrzeniem.
OdpowiedzUsuń-Od czego, do diabła, mamy w mieście magów?! -warknęła -Coś mi się wydaje, że nie wszyscy jeszcze stchórzyli i narobili w portki, albo przeszli na stronę czarnej magii.
Młody łucznik skrzywił się, w jego oczach Iridian dostrzegła niemy wyrzut. Chłopak nie musiał nic mówić, Iridian od razu pojęła, o co mu chodziło.
-Magia natury często jest bezradna w starciu z mrocznymi siłami -wyjaśniła. Niewiele to pomogło, nadal czułą, jak wzrok tamtego niemal przepala ją na wylot. Odwróciła się ku ogromnemu przeciwnikowi i krzątającym się u jego stóp kilku ostatnich ocalałych nieumarłych. Jednego z nich dosięgnął miecz Rubena Angkora, strącając mu głowę z karku.
Iridian dała znać strzelcom i rzuciła się naprzód, mając nadzieję, że deszcz strzał chociaż na krótką chwilę odwróci uwagę potężnego truposza. Właściwie nie była pewna, co powinna zrobić, nie była przygotowana na podobną sytuację.
Znalazła się obok jego nóg, któryś z ożywieńców zbliżył się do niej, szczerząc poczerniałe zęby i sycząc jak zwierzę. Dziewczyna zrobiła jeden krótki ruch dłonią, błysnęło ostrze sztyletu i przeciwnik z rozerwanym gardłem umarł po raz drugi.
Wysokie monstrum zaryczało gniewnie i spojrzało w dół. Iridian zareagowała instynktownie, odskoczyłą prawie metr w tył, mamrocząc pod nosem słowa, które skierowała ku ziemi pod stopami. W powietrze wzbiła się chmura pyłu i drobnych kamyków, które zachrzęściły o zbroję ożywieńca. Ruben skorzystał z okazji, ciął mieczem w goleń potwora i szybko odskoczył na bok, jednocześnie Kendra zaszła przeciwnika od tyłu. Kobieta na chwilę zerknęła za siebie, zobaczyła jeszcze oddaljącego się od walczących elfickiego maga Loramira, zdającego się czegoś szukać. Potem z bojowym okrzykiem rzuciła się na plecy giganta, odrzucając miecz i chwytając koniec jednego z kościanych skrzydeł. Zawisła na nim na chwilę, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, ożywieniec strącił ją niecierpliwym ruchem jak dokuczliwego owada. Wojowniczka wylądowała na ziemi kilka metrów dalej, uderzenie pozbawiło ją świadomości. Na szczęście. Dwa ostatnie żywe trupy biegnące na pomoc olbrzymiemu towarzyszowi minęły ją obojętnie, uznając za martwą.
Tymczasem Iridian, korzystając z chwilowo kryjącej ją chmury pyłu, przykucnęłą pomiędzy nogami olbrzyma i położyła dłoń na ziemi. Musiała sięgnąć głębiej, niż tylko jej własny żywioł. Potrzebowała Korzenia.
-Zbudź się -wyszeptała -Walcz przy mnie.
Na ziemi pojawiły się świetliste punkty, coś jak utkane z zielonawego światła pnącza wybiło z kilku miejsc jednocześnie. Pędy duchowej rośliny zaczęły oplatać nogi kolosa.
Gdy tylko zauważyła przez wyrwę w podłodze przemieszczający się cień, padła na kolana i przylgnęła do zimnej posadzki. Nie ważne jednak jak mocno się wygięła i wsadziła głowę w otwór, dostrzegła jedynie skrawek czarnych szat i wciąż umykający jej wzroku cień. Niestety, kapłan uparcie milczał. Zaklęła siarczyście w myślach, nie mogąc nawet dostrzec co czyni, po czym odgarnęła włosy, które opadły ku dziurze w podłodze i mogłyby zostać dostrzeżone. Leżała tak i leżała, aż w końcu zorientowała się, że kapłan skrył się w innej komnacie, więc podniosła się czym prędzej i ruszyła do sali obok.
OdpowiedzUsuńByła o wiele większa, jednak tutaj dziurę w podłodze nie można było nawet nazwać dziurą. Salę na niższym poziomie można było jedynie dostrzec przez wąską szparę, do której można było jedynie wepchać dłoń, jednak Luce nie poddawała się, znów rozłożyła się na ziemi i przycisnąwszy ucho do otworu, poczęła nasłuchiwać. Leciały długie jak godziny chwile ciszy, które wypełniała zrozpaczonymi myślami o swoich poczynaniach i tym jak bardzo śmiesznie i żałośnie taka sytuacja wygląda, ale jeżeli postanowiła dążyć do celu, tak będzie. Przez ten czas dosłyszała jedynie szepty kapłana i odgłosy odstawianych i przesuwanych przedmiotów.
W końcu jednak straciła całą nadzieję na powodzenia w szpiegowaniu duchownego i przełknąwszy smak zawodu zaczęła się podnosić. Lecz nim stanęła na nogach, jej do jej uszu dobiegł przeciągły, charakterystyczny dźwięk pękania i zrozumiała. Na sekundę zapomniała o całej tej sytuacji z kultem, a w jej oczach pojawiło się bezbrzeżne przerażenie, ale nim to uczucie zdążyło się rozwinąć, w jednej chwili razem z podłogą runęła na dolny poziom budynku.
Krzyknęła gdy zleciała, a kamienne kawały posadzki przygniotły ją po ziemi, lecz potężny huk zagłuszył to. Ból w całym ciele pulsował okropnie, a myśl o podniesieniu się w tej chwili była piekłem. Najgorsza jednak była ta przerażająca cisza, bo została przyłapana na gorącym uczynku. Otworzyła oczy, ale jedyne co dostrzegła, to mlecznobiała mgła zasłaniająca całą komnatę, przez co myśl o ucieczce wydała jej się bardzo na miejscu. Budynek był stary, przecież mogła ulotnić się nim ten błogosławiony pył który wzniosła opadnie i będzie, że sufit sam się zawalił, czyż nie? Nim jednak wprawiła ten plan w życie, kichnęła i rozkaszlała się na dobre.
Jest stracona, to jest pewne. Nie była jednak pewna, czy powinna grać głupią, zagubioną owieczkę i spróbować ratować swoją nieogarniętą dupę, czy może być być sobą i z góry wyrzucić wszystkie jej uwagi... Chociaż to mogło okazać się niewyobrażalnie głupie. Nie zostało jej nic innego, jak przełknąć dumę i zacząć wygrzebywać się z gruzu.
Luce
OdpowiedzUsuńOd ponad dwóch tygodni była w drodze. Miała sie skupić na zadaniu, które przysłano wiadomość krukiem. Miała sobie zrobic przerwę. Ale jak wiadomo.. okazja tego typu przychodziła nader rzadko. Robótka była zbyt lukratywna, by miała ja odrzucić. Wobec tego spakowała prowiant, oporzadziła konia i ruszyła w drogę. Narzuciła na głowe kaptur gdy zaczęło padać.
Taka pogoda utrzymywała sie przez kilka dni, ale jej to nie przeszkadzało w zaden sposob.
Skreciła z głownej uliczki w boczna i jechała tak długo az natrafiła na jaka wioskę. Udało jej sie przenocować w stodole. nad ranem zanim wlasciciele przyszli juz jej nie było.
Przez caly dzień jechała, zujac ususzone plastry miesa. przyzwyczaila sie iż wszystko robiła w biegu.
Przy rzecce przy rzecce przystanela na krotka chwile by napoic konia a potem ruszyła do celu. Tam została pare dni, by sie dowiedziec paru rzeczy nim zabrala sie do roboty.
[takie to troche denne ale cos.. i tak mam wenobrak. ;/]
Wyobraź sobie świat, który nie zna samochodów, komputerów i elektryczności. Świat ogarnięty wojną między mocarstwami… deptany buciorami wojska… zbryzgany krwią… zgniły od intryg. Świat szarpany gwałtem i okrucieństwem… Świat, w którym rozwija się magia i alchemia… prastare puszcze cieszą dziennym i straszą nocnym obliczem, góry oddzielają je od pustyń. Świat z bogatym folklorem, geografią, wierzeniami… Gwarny od mnogich dialektów, lśniący od pierścieni na palcach możnych.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie państwo. Rozbite, targane wewnętrznymi waśniami. Państwo, w którym arystokrata-bawidamek może okazać się powstańcem, w którym szuka swego miejsca pozbawiona pamięci elfka, w którym herszt zbójeckiej bandy okazuje się księżniczką.
Wyobraź sobie Keronię.
[http://keronia.blogspot.com]