Aktualizacja 27 X 2013

Lista obecności dobiegła końca. Jeżeli któryś z autorów chciałby powrócić na bloga, ma czas do 1 listopada pod zakładką ''Administracja'' :)

Boisz się śmierci? Szkoda, bo mnie powinieneś bać się bardziej.




Sarabi Laryssi
Zaklinaczka smoków, łowca nagród
nieoficjalny przywódca najemników
Posiadaczka trzech bestii
Człowiek
Dwadzieścia dwie wiosny 
zarys || smoki 

    • W wieku piętnastu lat wyruszyła poza granice Loch Aem, aż do Dzikich stepów.
    • Wróciła dwa lata temu jako zupełnie inne osoba. Poza granicami zostawiła swojego mistrza wraz z ukochanym mężczyzną.
    • Jest jedną wielką niewiadomą.
    • W tej walce opowiada się bardziej po stronie zwykłych ludzi
    • Ścigają ją praktycznie w każdym miejscu w królestwie
    • Podobno ma jakiegoś kochanka
    • Posiada dar widzenia nadnaturalnych istot. Ponadto, dzięki więzi ze smokami jest zdecydowanie szybsza, silniejsza, a jej zmysły są dwa razy bardziej wyczulone na zmiany w otoczeniu.
    • Nielubi zabijać.
    • Poszukuje zabójców swoich rodziców.


      41 komentarzy:

      1. [witamy na blogu ;) Miłego blogowania )

        OdpowiedzUsuń
      2. [ Khaleesi! Yaaay! Tylko kijowe zdjęcia wzięłaś, ona ma tyle ładniejszych xD
        Ja koniecznie poproszę wątek!!! Może wiedźma dowie sie, że są smoki w mieście i będzie chciała wyłudzić trochę łusek?]

        Wiedźma ze Wzgórza

        OdpowiedzUsuń
      3. [nie no ja nie odmawiam wątków!! Więc spokojnie, dziewczyna może przychodzić do niego by sprawdzić jak to się potoczy misja. On raczej nie mógłby chodzić na nie, ma lekko ograniczoną swobodę przez to że go po prostu oddano nekromancie, a że Caecus to typ który ugnie się tylko jak musi i innego wyjścia nie ma, więc nei będzie chciał pytać o pozwolenie faceta. zaczynasz ty czy ja muszę? xd]

        OdpowiedzUsuń
      4. [Zacznę jutro, bo dziś już nie mam weny na zaczynanie, ok????]

        Wiedźma ze Wzgórza

        [PS http://i19.photobucket.com/albums/b189/deucepixie33/hair/Emilia-GOT1_zps776aadb8.jpg
        Paczaj jaka ładna fryzura w 4 sezonie xD]

        OdpowiedzUsuń
      5. [spoko zacznę, ale jutro...nie mam już sił i wiszę drugi wątek teraz xD]

        OdpowiedzUsuń
      6. Mały wóz ciągnięty przez osiołka toczył się po błotnistej drodze ku targowi. Na koźle siedziała niewysoka i drobna kobieta o egzotycznych rysach. Wszyscy znali ją tutaj jako Wiedźmę ze Wzgórza, uczennicę starej wiedźmy. Tamta przywiozła ją tutaj z dalekiego południa i wychowała jak swoje dziecko. Przez to kobieta łączy w sobie wygląd rodem południowych krain i obyczaje tutejsze. Wjechała na ubogie targowisko z brzdękiem buteleczek, słoiczków i szelestem pergaminów, które wiozła ze sobą na sprzedaż. Nie często bywała w mieście, robiła to tylko gdy musiała, teraz jednak chciała na własne oczy zobaczyć smoki, a może nawet wyłudzić ich łuski. Otulona w ciepły płaszcz zaczęła rozkładać kram.
        Wiedziała, że nie będzie miała wielkiego utargu, ale dowie się może czegoś o właścicielce bestii. Może nawet ta sama do niej przyjdzie.

        Wiedźma ze Wzgórza

        [Mam nadzieję, że tak może być.]

        OdpowiedzUsuń
      7. [ No niech będzie, tylko trzeba to jakoś ładnie zorganizować. No bo jeżeli twoja postać otwarcie jest przedstawicielką zła, to nie może nosić się po mieście bez przykrywki... Wracając, może most podczas warty Luce, albo w karczmie czy coś... Mogę zacząć, jednak dzisiaj już nie dam rady, bo będę się zmywać :) ]

        Luce

        OdpowiedzUsuń
      8. [ Okej, jednak zaczęłam dzisiaj, żeby jutro mieć z głowy. Mam nadzieję, że może być tak o :) ]

        Dla większości tutejszych ludzi karczma była bardzo ważnym czynnikiem w życiu. Był to budynek w którym szybko zapominało się o tym, że nie ma żywności, ożywieńce zabiły ci matkę lub twoje życie nie ma sensu. O takich rzeczach przy wódce nie myślał nikt. Towarzystwo było tu wesołe, a trunki tanie i mocne.
        Karczma była też ulubionym miejscem Luce, jak zawsze po zmroku siedziała na swoim miejscu, w kącie oddalonym od wszystkich i piła w samotności, za ojca, za matkę, za przyjaciół i za siebie, bo ona też będzie musiała w końcu umrzeć, jak nie ze starości, to od toporka albo strzały.
        Drzwiczki skrzypnęły, a do karczmy weszła zakapturzona postać. Piejący wniebogłosy sprośne ballady biesiadnicy nawet tego nie zauważyli, zauważyła natomiast Luce i zmarszczyła brwi. Gdy zaś ukradkiem przyuważyła twarz przybyłego, zaklęła szpetnie.
        Była to ostatnia osoba której Luce by sobie tutaj życzyła. Już wolałaby najazd nekromantów niż męczenie się z tą wywłoką, szczególnie iż akuratnie czuła się podle. Było wiele sprzecznych uczuć jakich doznawała na widok tej dziewczyny i wiele kolorowych epitetów jakie miała ochotę wypowiedzieć na jej temat, ale tu nie o to chodziło. Chodziło o coś ważniejszego, o czystą chęć rywalizacji. Nie wiele jest osób których się spotyka w życiu i nienawidzi od pierwszego wejrzenia. Takich sytuacji nie można zmarnować.
        - Nie mam zamiaru dzisiaj umrzeć, jestem zbyt pijana. – oznajmiła od razu patrząc na białowłosą jak na znajomą którą widziało się 10 minut temu. Nie próbowała nawet brzmieć dumnie, po prostu znudzenie i arogancja. Ah, zapomniała dodać, że pijana jest zawsze... Cóż, to dobry sposób na przeżycie życia. Tylko na Sarabi pewnie nie działał.

        Luce

        OdpowiedzUsuń
      9. [Cześć! A czemu nieśmiało, może Zirael wygląda jak trędowaty, ale nie bójta się :D
        Z miłą chęcią piszę się na wątek! Jakieś pomysły już w głowie były czy wymyślamy coś razem?
        W sumie to nie wiem, jaki "status" ma twoja śliczna bohaterka (ahh Khaleesi! <3). Jest zaklinaczką smoków czyli nie wiem, kimś w rodzaju łowcy na ożywieńców ze smokami? Najemnika? Samozwańczego kata i miecza na zło? :D]

        Zirael Potępieniec

        OdpowiedzUsuń
      10. [Ahaa ok, to już wiemy na czym stoimy :D
        To może tak: Sarabi może "wykonywać" zlecenie na pewnego tajemniczego nekromantę (nie Ziraela podkreślam xD). Problem w tym, że zniknął jak kamień w wodę. Szukając informacji zgłosi się do niej pewien mężczyzna (Zirael w zmienionej formie). Okaże się, że wie on gdzie znajduje się ów osobnik. Zaproponuje również wskazanie drogi i towarzystwo w razie "niespodziewanych przypadków". Późniejszy rozwój wydarzeń i to, co to będzie pozostawiam naszym zamysłom :D
        Jeśli kijowy pomysł, myślimy dalej :D]

        Zirael Potępieniec

        OdpowiedzUsuń
      11. Dlaczego pomagamy temu wieprzowi?
        - Kto powiedział, że pomagamy... - głęboki głos rozległ się, niknąc jednak zaraz w ścianie deszczu. Postać okryta ciemną peleryną i ciężkim kapturem szła powoli przez podniszczone uliczki Loresth. Nie wyróżniała się z tłumu, ot zwykły przybysz, jakich wielu tutaj.
        Haa! Pierwszy raz my coś wiemy, a ty nie!
        Punkt dla nas.
        Chędożcie się! Czemu siedzę w jego umyśle i nie wiem o takich istotnych sprawach!?
        - Być może coraz lepiej ukrywam przed wami te ważne sprawy. Nie jesteś widać tak potężny, skoro tak prosty fakt ci umknął - zaśmiał się nekromanta, a jego obute stopy tonęły w gęstym błocie. Zaklął pod nosem, jednak twardo szedł dalej.
        Co!? Ja ci pokażę!
        Zirael poczuł ból we wnętrzu czaszki. Jakby coś rozsadzało ją od środka. Płonęła niemalże żywym ogniem, a przenikliwy pisk zdzierał z niego resztki człowieczeństwa. Poczuł się słabo, niczym trawiony dżumą. Nekromanta zachwiał się i oparł o ścianę, zsuwając się po niej. Krzyk wydobył się z jego spaczonego gardła. Złapał obiema rekami za głowę, drapiąc ją paznokciami, chcąc jakby dostać się do środka i wyrzucić źródło niewyobrażalnego cierpienia. Zaklęcie, które na siebie nałożył, złamało się odrobinę. Skóra zmarniała i obgniła, paznokcie oraz oczy zaszły smolistą czernią. Usta stały się sine, spękane, a skóra na twarzy stopiła się. Magik nie dbał o to, gdyż ból odzierał go ze zdolności myślenia.
        Przestań idioto! Wydamy się! Złamałeś czar!
        Cierpienie, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, minęła w ułamku sekundy. Zirael zamrugał oczyma, które zaszły cieniem i łzami. Zaśmiał się.
        - Co, psia mać, już skończyłeś!? - warknął, opierając się na dłoniach i podnosząc lekko.
        Dość nekromanto! Mamy ważniejsze rzeczy do roboty. Jeśli pozbędziemy się Siretha nie będzie nam wchodził w paradę. Do tego jego laboratorium pełne jest ciekawych rzeczy
        Kowal Dusz potrząsnął głową i podniósł się na nogi, choć nogi drżały mu. Tak, mieli "zadanie". Rozejrzał się dookoła i wyciągnął zniszczone dłonie przed siebie. Dobrze, że zaklęcie nie zniknęło całkowicie, bo nie zamierzał spędzić kolejnych kilku godzin na ponowne jego rzucanie. Skupił się i wyszeptał inkantację, składając palce w znaki.
        - Iliistrey romoa horrea y'rouva...
        Mgiełka zagrała między dłońmi, Zirael trzymał sferę wypełnioną czystą magią. Powoli przybliżył ją do twarzy, a ta zanurzyła się w skórze. Czuł jak czar przenika przez niego, a zimno opanowuje jego ciało. Magik otworzył oczy po dłuższej chwili i przyjrzał się swoim dłoniom. Wyglądały normalnie. Uśmiechnął się i naciągnął mocniej kaptur na głowie.
        Jeszcze się policzymy psie...
        Czarodziej nic nie odpowiedział tylko zaśmiał się cicho. Kontynuował swą podróż do gospody, gdzie ponoć zatrzymywała się zaklinaczka, która ściga jego "towarzysza" Siretha. Należał on do Gildii Nekromantów, Zirael widział go kilka razy. Był posiadaczem niesamowitego laboratorium, pełnego egzotycznych składników. Nekromanta osobiście go nie znosił, był zarozumiały, a arkana śmierci wykorzystywał wyjątkowo bezmyślnie. Nie dziwne, że w końcu wpadł i rozwiesili za nim listy. Potrafił jednak dobrze się ukrywać, znikając ścigającym go bohaterom. Mówca Umarłych umiał go odnaleźć, nekromanci wiedzą, gdzie ukrywają się ich pobratymcy.
        Gildia uzna to za zwyczajne szczęście łowcy, a "Potępieniec" na tym skorzysta. Nawet jeśli się dowiedzą to otwarcie nie wystąpią przeciwko Ziraelowi.
        Zbyt się boją twej mocy. To urocze
        - Tak też mi się to podoba...

        Zirael Potępieniec

        OdpowiedzUsuń
      12. Pierwszą rzeczą, jakiej nauczyła się od starej Wiedźmy, że nie należy grozić, bo nie wiadomo nigdy na jakiego przeciwnika się trafi. Lepsza jest sztuka manipulacji i mówienia właściwych słów, zwłaszcza, gdy chciało się „sępić” coś od kogoś. Smoki były częścią natury, mostem między magią, a naturą. Uosobieniem siły i mądrości, połączenia, które nieczęsto szło ze sobą w parze.
        Właśnie sprzedawała jednej z bogatszych kurew środek poronny, gdy zobaczyła smoka. Omal nie zachłysnęła się, a złota moneta wypadła jej z dłoni. Nie wiedziała co powiedzieć, bo pierwszy raz w życiu widziała takie stworzenie. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd trochę krzywych, ale niesamowicie białych zębów. Zatarła ręce i opatuliła się ciaśniej szarym płaszczem, zdejmując jednak z głowy kaptur.
        Nie zamierzała znikać, co to, tonie! Nie była byle czarownicą, była Wiedźmą ze Wzgórza i musiała dbać o swoje dziedzictwo i reputację.
        Dzwoneczek na jej warkoczu zadzwonił, gdy przeszła na przód swojego kramu, podnosząc w między czasie z ziemi monetę. Wytarła ją z ziemi i schowała do stanika.

        Wiedźma ze Wzgórza

        OdpowiedzUsuń
      13. Wiedźma słuchała słów białowłosej z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem, za to prostytutka ją wyśmiała, odchodząc. Tutaj wszyscy żyli wojną, a ona zarobiła już tyle, że mogła spokojnie wyjechać w głąb kraju. Tak zamierzała zrobić gdy tylko spędzi dziecko ze swojego łona.
        - Ależ ja cię nie szukam, pani. Ja tylko zadaję odpowiednie pytania odpowiednim ludziom – powiedziała młoda kobieta, grzebiąc w jakimś worku. Zaczynało robić się już zimno, więc brunetka otuliła się ciaśniej płaszczem z owczej wełny. Niebarwiony, szorstki ale idealny na jesienną pogodę.
        - Poza tym nie jestem po prostu czarownicą, pani. Jestem Wiedźma ze Wzgórza. Chcesz może zakupić coś pani?
        Wskazała jasnowłosej swój mały, obwoźny kramik. Podeszła do osiołka, którego uwiązała obok i dała ma trzy marchewki, wyciągnięte przez siebie z jutowego wora. Pogłaskała go czule po szyi, aby uspokoić. Szare zwierze nie było bardzo przerażone, jego postawę można nazwać bardziej jako skonsternowanie. Żył z wiedźmą, widział wiele, ale nie smoki. Nie wiedział gdzie w swoim małym móżdżku umiejscowić takie duże jaszczurki.

        Wiedźma ze Wzgórza

        OdpowiedzUsuń
      14. Chociaż dziewczyna miała za sobą już kilka porządnych kufli piwa, przed nią była jeszcze cała noc wartowania na moście, więc tak czy siak musiała zachować głowę na wypadek ataku. Tak wyglądała jej codzienność, taka sama noc za każdym razem, wiedziała więc gdzie leży granica. A tak się składa, ze jej granica stała dopiero za kolejnymi 2 kuflami piwa, więc mimo pozorów, na jej standardy była jeszcze trzeźwa.
        Ciosu w krzesło nie spodziewałby się nawet trzeźwy, mimo to zdołała złapać się rękami o krawędzie stolika, przez co zawisła w dość komicznej pozycji, opierając się o ziemie jedynie czubkami butów, ale przynajmniej nie leżała pod stołem. Zamarła na chwilę, starając się nie upaść, wpatrzona w zaklinaczkę z ponurym znudzeniem który po chwili zamienił się w szeroki, jednoznaczny uśmiech. Powoli stanęła i przeciągnęła się jak kot, po czym sięgnęła po krzesło obok i wróciła do stolika.
        - Wiesz, to mnie zawsze bawiło i zastanawiało, jak bardzo potrafisz być dziecinna. – powiedziała łapiąc za kufel, a drwiący uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Serio, moja droga, dorośnij. Do wrogów powinno mieć się szacunek, poza tym nie musisz karmić mnie kolejnymi blefami, jakbyś chciała mnie zabić, to już dawno leżałabym martwa. – przerwała na chwilę by dopić piwo i huknęła pustym kuflem o stolik i spojrzała na białowłosą z rozbawieniem - No dalej, zabij mnie, taką pijaną, trucizną albo kosą pod żebro, tutaj, niech nikt nie wie, ja się bronić nie będę. Zabij mnie, bez wysiłku, bez chwały, bez satysfakcji. Takie pokonanie mnie możesz sobie wsadzić głęboko w swoją ognioodporną dupę. – uśmiechnęła się do siebie, po czym podniosła dłoń z kuflem. – Zehwarze, przynieś więcej piwa. – ryknęła na całą karczmę i całe szczęście, krasnolud usłyszał, bo nie miała zamiaru podnosić się z krzesła drugi raz.

        Luce

        OdpowiedzUsuń
      15. [fakt.. zapomniałam o tym szczególe, ale chyba tu sie przyda... Ziółka, ziołka komu ...trutke? Dobra zartuje... bedzie potrzebowała to zapraszam. I w tej pomyłce, ktos komus nie powiedział dokladnie o kogo chodzi, czyz nie? Mam udawać sobowtóra? Okey. W sumie moze byc niezla zabawa xD]

        Eris

        OdpowiedzUsuń
      16. A w ogóle jak znajdziemy tą zaklinaczkę?
        No co za naiwne dziecko z ciebie! Takich to na kilometr poznasz, a przynajmniej wyczujesz ich smród
        - To jest nasz najmniejszy problem. Musimy jakoś przekonać ją o naszych "dobrych" zamiarach - szepnął niepewnie nekromanta. Takowa sprawa mogła dostarczyć im niemałych kłopotów. Łowczyni z pewnością nie była byle naiwną gąską, co w mig zerwie się z krzykiem i pobiegnie w kierunku wskazanym przez magika. Musiał coś wymyślić, by zaskarbić sobie kruche "zaufanie".
        No wiesz, może nekromanta przekona ją swoim ludzkim "urokiem"?
        Powtórz, psia mać, czym?
        W głowie Ziraela rozległ się głośny, nieprzyjemny świst. Towarzyszył zawsze rozbawieniu jego "towarzyszy", a sprawiał iż mózg "Potępieńca" był jakby nakłuwany tysiącem igieł.
        - Dość! - krzyknął być może zbyt głośno. Rozejrzał się dookoła niepewnie, nie chcąc by jego gra się wydała. Na szczęście ulice były puste, a większość mieszkańców grzała się nad antałkami piwa i w pobliżu kominków.
        Mężczyzna otulił się szczelniej płaszczem i przeszedł przez rozległy rynek. Jego cel był na wyciągnięcie ręki. Gospoda "Wisielec na gruszy". Parszywa i paskudna. Jedna z gorszych, które można było tu odwiedzić. Zirael rzadko kiedy odwiedzał Loresth, chyba, że miał tu jakieś niegodziwe plany, ale oberża była znana. I to nie koniecznie z tej dobrej strony.
        Nekromanta wszedł do środka przez potężne, okute drzwi. Minął po drodze kilku zataczających się ludzi, którzy śpiewali w najlepsze, jakby nie było jutra.
        Pięknie sobie radzą z atakami nieumarłych.
        To żadna radość zabijać tych, co nie potrafią się obronić
        "I zupełne marnotrawstwo energii nekromantów" pomyślał Zirael nie śmiąc odezwać się, gdy oczy pobliskich zabijaków skierowały się na nowoprzybyłego. Nie trwało to jednak długo, zaraz towarzystwo wróciło do swoich rozrywek. Mężczyzna nie rozglądał się, ale nadal czuł na sobie czyjeś przewiercające spojrzenie. To uczucie było silne, pochodziło od potężnej istoty. Nikt z obecnych tu prostytutek czy pijanych żołdaków nie mógł tak na niego patrzeć.
        Chyba kogoś zainteresowaliśmy...
        - Też to czuję - wyszeptał, przechodząc do odległego końca karczmy. Ściągnął kaptur, a w słabym świetle świecy bielą zalśniły długie włosy. Usiadł nonszalancko, przeszukując magią pomieszczenie, mając w nadziei znaleźć coś, co go wyjątkowo przyciągnie.
        Będziemy tak siedzieć i czekać? Nie powinniśmy szukać tej całej paniusi?
        - Sama do nas przyjdzie... - nekromanta uśmiechnął się pod nosem, zaplatając palce i opierając na nich podbródek. Był cierpliwy, jeśli zachodziła taka potrzeba...

        Zirael Potępieniec

        OdpowiedzUsuń
      17. - Ależ ja ciebie nie szukałam, zaklinaczko. Ja tylko dowiedziałam się, że tu jesteś, pani i stwierdziłam, że ciekawym by było się spotkać.
        Zaklinacze byli tak bardzo pewni swej władzy, ze zawsze myśleli, że świat kręci się dookoła nich. Jeśli wiedźma pojawia się w tym samy mieście, to na pewno chce im coś zabrać, coś wyłudzić albo wypytać. Prawda była taka, że Inslen i tak by przyjechała do Loresth, bez względu na smoki. Chciała sprzedać to co miała i zakupić ziemniaki, ot proza życia. Wiedźmy też muszą coś jeść i nie są to małe dzieci.
        Czy o niej słyszała? A kto nie słyszał. Nieczęsto trafiała się kobieta - zaklinaczka.
        - Owszem, słyszałam o tobie. Ziemia wyśpiewała mi i mojej mistrzyni wyklucie smoków, a później nadanie twojego imienia - tutaj wiadomości trafiały z opóźnieniem, ale Wiedźma miała różne inne sposoby niż tylko wędrowców i kupców na zdobywanie informacji.
        - Ale ja nie mam pytań, Zaklinaczko Sarabi. Może jedno. Co robisz w tym opuszczonym przez bogów miejscu, skoro jest wiele lepszych? – Ona miała tutaj dom, cały swój dobytek i wyrobioną reputację. Jako samotna kobieta radziła sobie lepiej niż nie jeden mężczyzna. Weźmy na ten przykład miejscowego medyka. Chciał stąd uciec, ale ledwo wyszedł poza granice chronienie przez straż, został zjedzony przez nieumarłych. Bardzo wielu wiedziało, że gdyby nie Wiedźma ze Wzgórza, miasto, a potem i cały kraj. Jej kręgi broniły, ale w większej części odstraszały.

        Wiedźma ze Wzgórza

        OdpowiedzUsuń
      18. Wiedźma wprawdzie urodziła się w ciepłych, południowych krainach, gdzie nekromanci nie mieszkali z powodu zbyt radosnych ludzi i dużej ilości słońca. Właśnie dlatego jej rysy nie pasowały do tutejszych. Karmelowa karnacja, ciemne oczy i włosy nie pasowały do bladych twarzy mieszkańców Loresth.
        - Bo nie znam innego życia, poza tym to jest moje przeznaczenie. Mój dom jest jedną z ostatnich twierdz życia, które bronią dostępu tej dziwnej magii do całego Loch Aem. Jeśli ja padnę, całą siłą będą nacierać na miasto, a potem królestwo. Poza tym… Ci bandyci kupują u mnie mnóstwo rzeczy.
        Wiedźma wskazała grupkę dzieci bawiących się na drugim końcu targu i spoglądających na smoki. Nie ważne co mówili o niej samej, wbrew pozorom miała dobre serce. Sama całkiem niedawno była dzieckiem, przygarniętym przez stara wiedźmę. Tylko dzięki temu, że próbowała ją okraść, nie stała teraz na ulicy i nie sprzedawała swojego ciała. Była winna im wszystkim opiekę za to, że dostała tutaj dom.
        - Zresztą co by to było za życie bez ludzi z widłami, którzy patrzą ci na ręce oraz grupki nieumarłych pod drzwiami? – zaśmiała się dźwięcznie i założyła kaptur płaszcza na głowę. Było jej trochę zimno.

        Wiedźma ze Wzgórza

        OdpowiedzUsuń
      19. [Na wątki zawsze chętna z Fenrirem, zwłaszcza z śliczną panią :3 Hym, a powiedz masz może jakiś pomysł na powiązanie? Lub coś takiego?:p]
        Fenrir

        OdpowiedzUsuń
        Odpowiedzi
        1. [Albo mam pomysł, może dostałaby zlecenie, za głowę bestii z lasu, czyli Fenrirowi pod wilczą postacią?:pChyba że masz coś lepszego:p]
          Fenrir

          Usuń
      20. Barbatos nigdy nie przywiązywał uwagi do nikogo, większość istot które chodziły po świecie były nie warte jego zainteresowania, nawet te długo zyjące kiedyś swój kres miały i wtedy znikały ze świata żywych, a on trwał i nie raz żałował tego. Co miała w sobie nieśmiertelność, że tak wszyscy pożądali jej? To było przecież tylko obserwowanie, nie można było żyć otwarcie bo w końcu ktoś rozpozna, wskaże Cię i zacznie domysły, a inni pójdą za nim jak barany. Nie, demon taki jak on nie cenił nieśmiertelności, ani też nie akceptował by zawierać znajomości z istotami śmiertelnymi. Chociaż może i kłamał, gdyż była taka jedna dziewczyna, pomagał jej od jakiegoś czasu...to zaczeło się jeszcze zanim wypalono symbole na jego ciele. Przyzywała go, a on zjawiał się by powiedzieć co ją czeka w danym dniu, tygodniu, miesiącu czy roku. Nigdy dalej nie wybiegał w przód, ona nie powinna wiedzieć nic co będzie dalej, mogła wtedy wpłynąć na przyszłość.
        Jednak wracając do tej małej i spozoru niewinnej osóbki, zainteresowała go tylko dlatego że posiadała smoki. Piękne bestie mogące w przyszłości potęgą dorównać jemu lub stać się nawet potężniejsze, chociaż różnili się rasowo.
        Dziś właśnie miał się spotkać z nią, wybrał na miejsce środek lasu..a dokładniej sporą polanę łączącą sie z wielkim jeziorem. Czekał właśnie tam spoglądając w wodę.
        Czarne beznamiętne ślepia jego własnego odbicia lustrowały go czujnie. Przyglądał się swojej sylwetce....zmarniał przez te dwa lata, odkąd przybrał ludzką postać. Nie był już tak postawny, schódł znacznie, jego skóra nie miała już aż tak żywej barwy. To był zły znak, niedługo nie będzie mógł ukryć demonicznej postaci, ale nie chciał się do tego przyznawać.
        Nagle uniósł głowę słysząc przenikliwy ni to pisk ni ryk. Uśmiechnął się słabo odwracajac się wolno.
        Odchylił głowę patrząc na niebo, z jego gardła nie wyrwał się krzyk, a wręcz ryk, mocny i głośny, na tyle że wystraszył ptactwo siedzące blisko na drzewach. Na chwilę odtrącił ludzką postać, wyglądał jak drapieżnik z dzikim spojrzeniem szukającym teraz trójki gadów i dziewczyny. Przecinał ogonem powietrze, czuł jak skrzydła jego drżą. Nagle jednak dostrzegł poruszenie dlatego ukrył wszystko co było w nim nie ludzkie.
        - Sarabi - warknął gdy zjawiła się w końcu na polanie. Popatrzył na smoki, które ruszyły szybko w jego stronę. Dotknął łba każdego z gadów.- znów planujesz ściągnąć na siebie kłopoty ? - spytał kiedy podeszła bliżej niego.- powinnaś zacząć uważać bo nawet ja ci niedługo nie będę mógł już pomagać.- burknął.

        OdpowiedzUsuń
      21. [ano może xD]

        Eris codziennie rano ćwiczyła niedawno kupionego ogiera na pobliskiej polance. Po skończonym treningu, puszczała go samego na mała polanę otaczajac zaklęciem by wiedzieć, kiedy go opuści i podazyc za nim w razie czego. Dlatego tez czesto sie kreciła niopodał. Wydała na niego spora sumkę, która by nie chciała zmarnować.
        W czasie gdy koń sie pasł, ona zbierał potrzebne ziola. Tego dnia niespodziewała sie az takich niespodzianek. Chyba nie ona jedna. Poderwała głowę, gdy jej koń nagle sie sploszył. Odstawiła szybko koszyk pod drzewo i z naciagnietym łukiem pobiegła sprawdzic przyczynę.
        Nie zdazyła złapac konia, który przebiegł nieopodal rżac dziko z przerazenia, wiec skradała sie w strone miejsca, w którym sie spokojnie pasł wczesniej. Chyłkiem i bezgłosnie przemieszczała sie między drzewami i kucnęła przy zaroslach, by wybadać otoczenie. Sęk w tym iz wybrała złe miejsce co zdecydowanie za póżno zrozumiała, gdy poczuła uderzenie w tył głowy czyms ostrym. Zamrugała zdezorientowana i odwróciła się by spojrzeć na "oprawce", mamroczac przeklnstws pod jego adresem.

        Eris.

        OdpowiedzUsuń
      22. Nekromanta wodził wzrokiem po pomieszczeniu, szukając kogokolwiek interesującego. Magia podpowiadała mu, że jego "teoretyczny" rozmówca jest tutaj. Aura była silna, potężna i taka... Dzika? Może to było złe słowo, ale dawno takowej nie czuł. Była specyficzna, jakby utkana z istoty innego gatunku. Wstrzymał oddech.
        Jest w tym coś znajomego nie?
        Pamiętam taką, ale nie potrafię jej nigdzie umiejscowić... Psia krew!
        - Wpadniemy w kłopoty, jeśli nie dowiemy się skąd się bierze ta dziwność... - wyszeptał magik, a dreszcz przeszedł mu po karku.
        Nie jest to typowo ludzka energia... Coś jest nie tak
        Ahh ludzka czy nie mam to w rzyci. I tak zabiją nekromantę, a nie nas. Skończy się zabawa, ale znajdziemy sobie kogoś nowego nie?
        Racja, racja. Nie ma tego złego
        - Uroczy jesteście, doprawdy - mag zmrużył brwi, gdy nagle zauważył ruch. W odległym kącie sali poruszyła się kobieta. Skórzany strój ciasto opinał filigranowe ciało, a wodzący za nią wzrokiem mężczyźni tylko potwierdzali jej urodę. Mag jednak dostrzegł coś więcej - pewność z jaką się poruszała. Nie była to byle zabiedzona dziewka czy śliczna córeczka kupiecka. Sprężystość kończyn, zadzior na twarzy i dumnie uniesiona głowa. Wojowniczka. Ta której poszukiwał.
        Trzeba przyznać, że nasza łowczyni ma ciałko całkiem niezgorsze.
        I do tego mnogość innych zalet...
        - W tym to, że urwałaby łby większości żoldaków. Przecudny atut - odparł z przekąsem nekromanta nie spuszczając z niej wzroku. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zajęła miejsce naprzeciwko niego. Odsunął palce od twarzy i wyprostował się, patrząc na nią ze spokojem. Nienawidził swej ludzkiej formy, bo zbyt wiele można było odczytać z takowej twarzy. Gdy był sobą, jego twarz niczym stopiona czystym płomieniem była zagadką. Teraz łowczyni widzieć mogła zainteresowanie rozpisane w błyszczących nienaturalną czernią ślepiach. Nekromanta oparł się wygodniej o krzesło, zaplatając ręce na piersi.
        - Noc jest zawsze piękna, niezależnie od dnia - powiedział, siląc się na miły i przyjazny ton głosu. Rzadko takiego używał. Ba, o ile w ogóle kiedykolwiek więcej się odzywał. Umarli to kiepscy rozmówcy.
        No patrz, nas już nie liczy dziwkarz.
        Niewdzięcznik!
        Magik zmrużył brwi, gdy poczuł, jak w jego umysł wbija się tysiąc igiełek. Te parszywe istoty nawet teraz nie potrafią zachować powagi sytuacji. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, co tylko rozweseliło "towarzyszy". Ręka czarnoksiężnika poruszyła się niepewnie, drżąc niemalże niezauważalnie. Zirael chwycił ją od niechcenia drugą dłonią i przytrzymał. Gest wyglądał zupełnie naturalnie.
        - Co cię sprowadza do takiej dziury pani...? - przedłużył ostatnią kwestię, licząc na to, że dama mu się przedstawi. Prościej mu się wtedy rozmawia. Nawet jeśli fałszywym imieniem się przykryje, bo i on prawdziwego nie poda. Choć domyślał się, że ktoś takiej sławy, skoro boi się jej nawet Sireth, domyślić się już musiał, że mężczyzna nie jest zwykłym człowiekiem.

        Zirael Potępieniec

        OdpowiedzUsuń
      23. Barbatos był demonem najczęściej przyzywanym tak samo jak Azazel i Asmodeusz, po prostu ta trójka była przydatna. Jednak on przynajmniej nie dawał sie tak łątwo przekonać i nie zawsze dawał odpowiedzi prawdziwe. Innaczej sprawa wyglądała przy tej dziewczynie. Widok i możliwośc poznania smoków podowały że zjawiał się zawsze i podawał jej prawdziwe szczegóły by nic jej nie zabiło, bo wtedy stracił by swą szansę. Smoków było już naprawdę malo na świecie.
        Zaśmiał się paskudnie gdy usłyszał co ona mówi.
        - ależ moja droga, według twego rozumowania to wszyscy są nie winni i tylko każdy ma pecha że kłopoty sie go czepiają - stwierdził spokojnie.
        Obszedł ją dookoła, machał lekko końcówką ogona co wskazywało na to że jest rozluźniony, a dzięki temu można było się z nim dogadać.
        - gdzie tym razem się wybierasz ? - zapytał z ciekawości, wsuwając ręce do kieszeni płaszcza.
        Mimo że z nią gadał to spoglądał z zainteresowaniem na smoki.

        OdpowiedzUsuń
      24. Co sie działo potem, pamiętała jak przez mgłę. Przed utratą przytomności słyszała szybki tupot kroków, świst powietrza nad koronami drzew, przeraźliwy ryk a potem nic więcej. Jak długo była nieprzytomna nie wiedziała.
        Gdy sie ocknęła było późno. Pierwsza rzecza, która stwierdziła iz cos jest nie tak to sennik na którym lezała. Było inne od tych, na których bywało jej sypiać, wiec z lekka panika otworzyła oczy i sie poderwała z miejsca jak oparzona. Zrobiła jednak to zbyt szybko, gdyz wirujace czarne plamy spowodowały u niej odruch wymiotny. Przyłozyła rękę do ust a zauwazajac w rogu miske na swieza wode, zwymiotiwała. Przeklęła dosyć głośno. Głos, jaki usłyszała przypominał jej wióry drzewne. Odkasłała jednoczesnie łapiac sie za tył głowy, w miejsce gdzie wyczuła guza.
        - pięknie ... - warknęła zanim drzwi pokoju sie otworzyły a w nim ujrzała kobietę.

        Eris.

        OdpowiedzUsuń

      25. Każdy kto dotychczas na niego polował, nie tylko tu w okolicach tego gnijącego królestwa, nie doceniał Fenrira. Mieli go za bez myślą bestię która jedynie pożywiała się w swój mroczny sposób. Dlaczego więc nigdy nie dał się złapać? Prawdą było, że myślał. Był człowiekiem, potępieńcem stłumionym przez bestię, którą był. Czy był zaskoczony gdy do jego nozdrzy doszedł słodki damski zapach? Nie bardzo. Wiele kobiet było najemniczkami, czasy długich sukien i słabych kobiet dawno dobiegły końca, a on już nie jednokrotnie zabijał w imię swojej głupiej zemsty, nawet dzieci i kobiety. Tego wieczoru miało być tak samo, zamierzał wyrwać jej serce i pożywić się jej krwią. Krążył wokół niej obserwując każdy jej ostrożny ruch. Białe niczym śnieg włosy. Pierwszy raz takie widział, choć za pewne nie byłby w stanie teraz o tym pomyśleć. Liczyła się krew tętniąca w jej żyłach. Była sama. Bezbronna.
        Zamierzał się pobawić, postraszyć. Właśnie dlatego w pewnym momencie naprzeciwko niej, z krzaków wyłonił się w całej okazałości. Futro czarne niczym smoła. Szare ludzkie oczy, łypiące na nią złowrogo. Zjerzył sierść i wyszczerzył kły, tym samym nadając sobie jeszcze bardziej straszliwego wyglądu. Chciał by uciekała, bała się. Szczękną zębami, powolnie stawiając krok do przodu, w końcu się zatrzymując. Krążył polując wokół niej, obserwując. Zwykła kobieta. Już nie miała szans na ujście z życiem. Była bardzo głodny.

        OdpowiedzUsuń
      26. Dopiero gdy przyjzała sie otoczeniu znajomej jej izby, poczuła ulge ze znalazła sie w domu. Tylko w jaki sposób? Nigdy nie wskazywała chaty a tym bardziej nie sprowadzała nielicznych znajomych, których mogła policzyć na palcach jednej dłoni. Czuła niesmak w ustach z oczywistych powodów.. Ponowiła próbe wstania, lecz tym razem ostrozniej.
        - a jak myslisz Sarabi? - zapytała nieprzyjemnie pytaniem na pytanie. Chwile trwało nim przypomniała sobie jej imię, bo w głowie czuła jakby miała rój os. - podaj mi wodę - orzekła ponownie przykładajac dłon do ust, jakby ja znowu zemdliło - co ty tu robisz? Z tego co sobie przypominam miałaś być u jakies twojej znajomej w sasiedniej wiosce.... - zmarszczyła brwi.

        Eris

        OdpowiedzUsuń
      27. - tyle to i ja widzę. - burknęła prawie podskakujac by uniknac zderzenia z kubłem wody - to raczej mój problem gdzie sie zgrzygam. Ciesz sie, ze nie swoim domu i nie rozlewaj mi tu wody, bo dam ci scierke - rzuciła jej nieprzyjemne spojrzenie.
        Ludziom sie wydawało, iz sa co? Przeklela w duchu. To ze zyła w lesie nie oznacza iz była taka jak inne lesne elfy. To prawda, ze w swoim czasie była jedna z nich, ale bano sie jej.
        Jej wzrok powedrował równiez na okno. Na malej polance zauwazyła przesiadujace smoki a ograniczenia przestrzenne powodowały u niej niekontrolowany smiech. Co tez przerwała wywód dziewczyny. Skupiła na niej ponownie swoj wzrok.
        - no to pieknie, ze padlo na nas... chyba przefarbuje swoje włosy by nas nie mylono - odpowiedziała kwasno.

        Eris

        OdpowiedzUsuń
      28. Smoki mogły być przeciwnikiem groźnym, chociaz przy nim nic nie wiadomo, nie mniej w życiu nie planował by zaatakować gadów. Za bardzo szanował te istoty, gdyż miał z nimi daaawno temu styk i wiedział że towarzyszami są przydatnymi.
        Odwrócił głowę gdy skrzydła trzech besti wzbiły w powietrze piach.
        - czegoś mi nie mówisz, gdyby podpadł przemytnikom to nie mieszała byś się w to, a nawet jeśli to nie było by potrzeby byś obawiała się o to co może się wydarzyć - powiedział z krzywym uśmiechem.
        Chodził wokół niej jak drapieżnik gotowy do skoku, chociaż nigdy odkąd się poznali nie wydawał się wrogo do niej nastawiony, raczej był obojętny, nico znudzony.
        - no powiedz mi, czego to się tyczy...co takiego zrobił żeś zjawiła się tutaj na spotkaniu ze mną - mruknął i przygarbił się nieco. Ciemne ślepia wwiercały sie w kobietę, czekał na razie cierpliwie.

        OdpowiedzUsuń
      29. - Niestety... swiat jest pelen przyglupów - zachichotała nadal. Czuła sie juz troche lepiej - tyle ze mialam dziwne skojarzenia w tej chwili do twych smoków. - podeszła do okna. Otworzyła, by wpuscic swieze powietrze, aby smród wywietrzał ze srodka izby. - chodzi mi o to iz polanka przed mym domkiem jest obsurdalnie mala by pomiescic jednego smoka a co dopiero trzy. - zerknęła przez ramie na dziewczynę a potem z powrotem na smoki. Spogladajac na nie. Miała respekt przed tym zwierzeciami. Tak jak i ona tak i one spogladały na nia jakby oceniajac. Bezwiednie wyciagnela reke w strone najblizszego jednak czujac zar odsunela ja.
        Westchnęła ciezko, tym sposobem wracajac do sprawy.
        - nie zartuje przeciez. Zawsze chciałam miec inny kolor wlosow. Przez nie miałam problemy w dziecinstwie. Tyle ze uzywanie farby nic nie daje, wiesz? Próbowałam wiele razy uzywać barwnika. Jweden, dwa dni trzymały, lecz kilka dni potem były znowu białe - podeszła do paleniska pomimo bólu głowy, gdy ja ruszała za bardzo i rozpaliła ogien. Tym razem nie krzesiwem tylko zakleciem. Nastawiła rondelek z woda na ciepy miod.
        - moze pogadamy przy strawie? Wtedy sie cos pomysli by zaradzić.

        Eris.

        OdpowiedzUsuń
      30. Objęła dłońmi chropowaty kufel i spojrzała na dziewczynę, a jej twarz rozjaśnił szeroki, leniwy uśmiech rozbawienia.
        - Ależ Sarabi, czuję się mile połechtana i poniekąd podzielam twoje zdanie. - oświadczyła mimowolnie, podnosząc kufel do ust. Po solidnym łyku, otarła usta wierzchem dłoni i powróciła do białowłosej z tym samym uśmieszkiem. - Mimo wszystko, tego całego syfu z nieumarłymi, to utarczki z tobą nie przyprawiają mi tylko złości, ale też niezłej zabawy. Zawsze to coś ciekawszego niż wyrzynanie zombie.
        Wielce rozbawiła ją szczerość dziewczyny. Zazwyczaj ich rozmowy polegały na drażnieniu się i arogancji Sarabi i pełnym rozbawienia ignorowaniu tego przez Luce. Takie coś stanowiło miłą odmiana od ich spotkań, chociaż nie mogła powiedzieć, że mniej jej przez to nienawidzi.
        Propozycję zaklinaczki smoków przyjęła z uśmieszkiem zainteresowania, choć szczerze powiedziawszy, nie wierzyła chociaż w połowę tej historii i śmierdziała jej spiskiem. Sarabi była dobrym graczem, to w niej lubiła, lecz miało to drugą stronę medalu. Łatwo było popełnić błąd, musiała postępować ostrożnie. Dlatego nim zdecydowała się na cokolwiek, postąpiła tak jak powinien postąpić każdy głupi, do bólu ludzko, chciwie.
        - No tak kochana. - odparła wodząc palcem po wyszczerbionych brzegach kufla. - Tylko co ja będę miała z takiego pomagania ci?
        Osobnika o którym mówiła Sarabi, faktycznie znała - przedstawiał uosobienie wszelkiego skurwysyństwa, skromnym zdaniem łowczyni, ale miała go głęboko w poważaniu dopóki nie stawał jej na drodze, a tak się składało, że ostatnimi czasy o wielmoży jakoś nie słyszała.

        Luce

        OdpowiedzUsuń
      31. - Ohh, raz w życiu chciałem ubrać się w piórka szacunku i nawet wtedy tego się nie docenia - wzruszył teatralnie ramionami, opierając się wygodniej o krzesło.
        Ja się nie rozczarowałem, nadal ciałko ma sprężyste.
        Zirael westchnął. Jego nie interesowały takie rzeczy, jak cudowny, z pewnością, wygląd łowczyni. Nie potrafił jej ocenić, czy jest atrakcyjna czy nie. Nie dotykały go takie emocje od bardzo dawna. Zamknął je w środku swojego zmurszałego umysłu, nie wypuszczając na zewnątrz. Jeszcze za czasów terminowania u swojego mistrza, którego szczątki rozprysły się na ścianie jego laboratorium pół wieku później. Przeszkadzałoby mu to tylko w pracy, która pochłaniała go całego.
        Toteż nawet jeśli Sarabi przeszłaby przed nim naga, niczym za narodzin, nie zrobiłoby to na nekromancie wrażenia. Nie był jednym z tych wielu knurów, którzy grzeją miejsca w Gildii i biorą w niewolę gładkie dziewki dla swych fetyszystycznych zabaw.
        Po prostu nie potrafisz docenić zjawiska przed tobą, ot co.
        Spojrzał na nią ciekawiej, gdy z pełnych ust wydobyły się słowa zdzierające jego przebranie i obnażające plugawą osobowość. Uśmiechnął się cwanie.
        Widzę, że wcale cię to nie dziwi magiku.
        - Wprost przeciwnie, nawet bardzo bawi - powiedział spokojnie, odpowiadając na głos "towarzyszowi", nie dbając już o żadne szczegóły swej maski. Wiedział, że ktoś tak wyszkolony i pewny swych umiejętności, jak Sarabi szybko odkryje z kim ma do czynienia - Zawiódłbym się, gdyby "matka smoków" tego nie wyczuła.
        Owszem, znał o niej pogłoski. Tylko dureń by nie wiedział, kim tak naprawdę jest. Usłyszenie jej imienia tylko potwierdziło w umyśle nekromanty to, co słyszał. A dowiedział się kilku ciekawych faktów, unoszących co słabsze serce zadziwieniem. Tak jak ta wieść, że posiada trzy potężne smoki.
        Nie było wyjścia, jak dowiedzieć się kogo tak bardzo lęka się Sireth. Pobratymiec "Potępieńca" był czystym złem, więc musiał trafić na równie mocnego przeciwnika.
        Co jeśli ta dziewka nas wyda!?
        - Nie zrobi tego - mruknął cicho nekromanta - Bo inaczej cel jej zapadnie się pod ziemię już na zawsze. Jak widzisz Sarabi obydwoje mamy mocne karty w talii. Pozwolisz, że nie odkryję swej prawdziwej postaci w tej obskurnej knajpie. Nie chce wystraszyć klientów, ot mam dzisiaj dobry dzień.
        Pff ty i dobry dzień!?
        - To bardzo sprytni znajomi, niewielu potrafi ich zauważyć. O ile są cicho, racja...
        Ja się odznaczam taktem, delikatnością i wyczuciem chwili!
        - Jak zawsze... - mruknął sarkastycznie nekromanta, łapiąc się po chwili za głowę na uczucie pojedynczego ostrego impulsu bólu - Przeszło ci już?
        Moment później wyprostował się i oparł ręce na stoliku.
        - Czym jeszcze nas zaskoczysz zaklinaczko?

        Zirael Potępieniec

        OdpowiedzUsuń
      32. [Miło mi. Zastanawiam się, jak mogłabym zacząć. Sarabi otwarcie pokazuje się ze smokami? A jako łowczyni nagród poszukuje nekromantów i innych barbarzyńców z przeciwnej strony rozpadliny? Bo jeśli tak, to dałoby się zrobić, że Iridian, w tych sprawach akurat średnio zorientowana, walczyłaby z kimś, kogo głowa była cenna, po prostu dlatego, że akurat w danym momencie zaatakował i w tej sytuacji Sarabi zechciałaby przejąć kontrolę nad sytuacją. Chyba, że masz lepszy pomysł...]

        OdpowiedzUsuń
      33. Hooo, masz mroczną aurę? Patrz, a ja cały czas myślałem, że jesteś otoczony przez blask słońca i króliczki, taki marny z ciebie magik.
        Nekromanta parsknął śmiechem. Owszem powinien się zdenerwować na taką obelgę, ale żył już tak długo z tymi głosami, że niektóre uwagi nauczył się odbierać na spokojniej. Między innymi takie jak ta.
        Słuchał ją uważnie, a ślepka poruszały się w kierunku, który wypowiadała. Owszem kilku osiłków patrzyło w ich kierunku, najwidoczniej zainteresowani z kim ta niepokorna łowczyni się zadaje. Zamiast z nimi. Docierały do niego dlaczego uparli się na Sarabi, lecz osobiście niewiele go to ruszało. Spotkanie z kobietą było jednorazowym zadaniem, a altruista z niego taki, jak z koziej rzyci trąbka. Potrząsnął ze zrezygnowania głową, białe kosmyki rozrzucając na swoim czole.Takowe typki i ich marniutkie umiejętności nijak się miały do magii śmierci, którą Zirael mógłby ich torturować, jednak jeden wyskok i całe miasto na karku. Ehh... Czemu spotkania z takimi damami są zawsze kłopotliwe?
        Bo są ładne?
        I zazwyczaj cholernie niedotykalskie?
        Lub zbyt zadzierają nosa i są wrednie przekonane o swej wyższości?
        Oooo...
        - Być może, co nie zmienia faktu, że musimy załatwić sprawę między nami - Mówca Umarłych odparł cicho patrząc jak Sarabi pochyla się w jego kierunku. Zmrużył brwi, by po chwili usłyszeć jej cichą uwagę. Zasadzki się nie spodziewał, co więcej zawsze jest przygotowany. Nawet jeśli za darmo chciałaby "wyciągnąć" z niego informację, torturami niewiele się zda. Nekromanta umrzeć mógłby nawet, nic nie mówiąc. Zresztą... On już był martwy.
        Wstała i skierowała się w stronę schodów. Magik obserwował jak miękkim, sprężystym, kocim ruchem pokonuje kolejne stopnie i znika w cieniach korytarza.
        Na co czekasz durniu! Za nią!
        Ku chwale!
        I chędożeniu!
        - W tym przypadku zostaje ci tylko myślenie o tym - szepnął Zirael. Odwrócił głowę w kierunku innych bywalców karczmy. Nie spuszczali wzroku z postaci nekromanty, w ich oczach wyczytać można było czysty gniew i złość. Widać zaczęli nienawidzić jego "ludzkiej formy" tak samo mocno, jak Sarabi. No proszę...
        Magik uśmiechnął się do nich ohydnie, wykrzywiając swoją twarz w jadowitym geście. Niektórzy odwrócili głowy, nie mogąc na niego patrzeć. Zaśmiał się półgębkiem, wstał i podążył za zaklinaczką.
        Nie musiał wiedzieć, który pokój zajmowała. Wyczuwał lekkie drżenie oryginalnej energii wśród tej marnej należącej do opojów. W ciemności widział bardzo dobrze, ze względu na "ulepszenia", które zaaplikowali mu jego "towarzysze". Zauważył duże, choć ohydnie utrzymane, drzwi. Intuicja magiczna prowadziła go tutaj. Szeptana po drodze inkantacja miała wywołać zaklęcie przy pomocy prostego gestu. To tak na wszelki wypadek zasadzki z jej strony.
        Nacisnął klamkę i uchylił drzwi, nie wchodząc jednak do środka. Światło zagrzało cienie korytarza i sylwetkę nekromanty stojącego nonszalancko między nimi.
        Uważaj paniusiu, jeśli to pułapka...!
        - ... To jesteśmy uzbrojeni - dokończył szeptem i z uśmiechem magik, patrząc na stojącą w środku łowczynię.

        Zirael Potępieniec
        [Mam nadzieję, że nie pchnęłam tego w kierunku, którego nie chciałaś :D]

        OdpowiedzUsuń
      34. Na porośniętym trawą stepie, na ziemi przesiąkniętej krwią, leżały ciała, pocięte mieczami i toporami, przebite włóczniami, których skrwawione odłamki nadal sterczały ze zwłok. Obok siebie spoczywali walczący po obu stronach, wojownicy w ciemnych zbrojach, ozdobionych obcymi, złowieszczymi symbolami mieszali się z odzianymi i uzbrojonymi we wszystko, co mieli pod ręką, obrońcami granicy. Obok leżały połamane miecze, ogromne topory ozdobione zwierzęcymi czaszkami, jakieś pogięte kawałki stali i blach, wszystko rude od schnącej posoki. Czasem znad pobojowiska unosił się jęk, ktoś potwornie zmasakrowany dogorywał w męce. W powietrzu zataczały okręgi kruki, chociaż walka jeszcze nie była skończona. Najeźdźcy powoli wycofywali się ku mostowi, ścigani przez niedobitki partyzantów. Obie strony poniosły dotkliwe straty, po potwornym cmentarzysku bezładnie poruszały się niewielkie grupki rannych wojowników.
        Iridian biegła przed siebie, cała pokryta lepką krwią wrogów i poległych towarzyszy, wściekła, opętana furią, niezdolna zatrzymać się, zanim ostatni przybysz zza otchłani nie odda ducha lub nie powróci do własnych krain. Dziewczyna dzierżyła w dłoniach długą dębową laskę, wokół której wiły się zielonkawe wężowe twory, jakby utkane ze światła. Manifestacje życiowej siły, wypełniającej świat były posłuszne tej, która przemawiała do nich od lat.
        Któryś z rannych wrogów ciężko dźwignął się z ziemi, próbując złamanym mieczem podciąć nogi biegnącej Iridian, ta niedbałym ruchem uderzyła go laską w głowę. Nie uderzała mocno, wystarczył dotyk, aby życie go opuściło i z powrotem znalazł się w kępie trawy, wyschnięty i pomarszczony, jakby coś wyssało z niego.
        Iridian nie interesowało dobijanie rannych, była pewna, że i tak wkrótce wyzioną ducha. Teraz jej celem był barczysty, niewysoki ale dobrze zbudowany osobnik w skórzanej zbroi i z długą jasną brodą, chwilowo pozbawiony broni, którą najwyraźniej porzucił dla ułatwienia sobie ucieczki. Jeśli na początku bitwy był dumnym dowódcą, teraz umykał jak szczur, usiłując ocalić skórę.
        -Stój! - zawołała za nim Iridian, widząc, jak mężczyzna zbliża się do mostu. Była prawie pewna, że na drugim brzegu urwiska czekały posiłki, kolejna armia albo bluźnierczy magowie, rozsiewający swoją plugawą magię jak zarazę. A spotkanie z nekromantami było ostatnim, czego Iridian sobie życzyła.
        -Stój, mówię! - krzyknęła jeszcze raz. Teraz przynajmniej doczekała się odpowiedzi, dowódca pobitej armii wybełkotał coś w swoim języku, kończąc czymś, co Iridian jednoznacznie odebrała jako soczyste przekleństwo. Uśmiechnęła się cierpko i zmrużyła oczy. Otworzyła się na przepływ życiowej siły, która przepełniała naturę, duchowo połączyła się ze swoim żywiołem, łagodnie zachęcając by otworzył przed nią swoje serce.
        -Wesprzyj mnie, Korzeniu -wyszeptała niemal z czułością.
        Tuż przed początkiem mostu wyłoniły się krystaliczne twory, wynurzyły się spod ziemi jak szybko rosnące drzewo, krzyżując się i wnikając w siebie, tworząc ścianę, broniącą wejścia na most. Kolejne twory zaczęły wyrastać wokół mężczyzny w skórzanej zbroi, stopniowo tworząc okrąg.

        OdpowiedzUsuń
      35. C.D

        Ktoś z tyłu krzyknął, podbiegł do Iridian i zanim zdążyła się odwrócić, spróbował wbić jej sztylet w plecy. Ostrze zazgrzytało o kamienno-krystaliczną skórę, lekko ją rysując.
        -Z nożem przeciwko skale? -spytała dziewczyna drwiąco, na oślep uderzając kijem. Młody przybysz z dalekich krain z krzykiem upadł na plecy. Iridian postawiła mu na klatce piersiowej twardą, zakończoną kryształowymi szponami stopę.
        - Dzieciaku - powiedziała potrząsając głową -Nie lepiej by ci było pozostać za Dzikimi Stepami, we własnym kraju? Czy nie widzisz, jak głupio musisz umierać w obcej ziemi, którą bezprawnie chcecie zagarnąć? Niemal żałuję tego, co muszę zrobić.
        Skoncentrowała się, w myślach wydała krótkie polecenie. Z ziemi obok głowy młodzieńca wyłoniło się wilgotne pnącze, które szybko owinęło się wokół jego szyi i zacisnęło. Oczy chłopaka wyszły z orbit, z ust pociekła strużka krwi. Drugie pnącze przebiło jego klatkę piersiową, i zmiażdżyło serce. Nieszczęśnik nie zdążył nawet krzyknąć, umarł z wyrazem zdumienia na twarzy.
        Iridian powoli zbliżyła się do miotającego się przy kryształowej ścianie wodza, urągającego na głos wszystkim bogom.
        -Odwaga opuściła? - spytała spokojnie, lodowatym tonem - To już nie to samo, co podrzynanie gardeł bezbronnym niewiastom i dzieciom albo podpalanie chałup?
        Mężczyzna warknął coś i spojrzał jej twardo w oczy.
        -Zginiesz -powiedział łamanym językiem Loch Aem -Zginiesz ty, zginiecie wszyscy i całe to miasto. Zrównamy je z ziemią. Już wkrótce.
        Iridian tylko westchnęła. Świetliste pnącza zaczęły wyrastać obok nóg przywódcy wrogiego oddziału i wspinać po nim, szczelnie owijając ciało. Dziewczyna przyglądała się temu obojętnie, ze smutkiem, mimo woli rejestrując obecność bijącej o tej dziwnej rośliny energii. Patrzyła, jak mężczyzna w panice sięga do pasa, po krótki sztylet, który wymknął mu się z drżących palców i upadł na ziemię. Iridian schyliła się i podniosła go.
        -To nie zemsta - powiedziała cicho -To sprawiedliwość.
        Powoli zaczęła zbliżać ostrze do jego gardła, nieosłoniętego żadnym pancerzem. Mężczyzna odruchowo próbował się cofnąć, szarpnąć się do tyłu.

        [Mam nadzieję, że źle nie wyszło, jakoś chwilowy przypływ weny miałam.]

        OdpowiedzUsuń
      36. Zaprosiła ja gestem do stołu.
        - Nie uwazam sytuacji za zabawna moja droga - oznajmiła powazniejac. Dolała do kubków grzanego miodu i połozyła naczynia przed nimi - nie poradzimy zbytnio na to, iz wyglądamy jak rodzone siostry. Jedynie co nas wyróznia to... uszy. Jednakze trudno je u mnie zobaczyc gdyz stale nosze je rozpuszczone - zauwazyła między kęsami. - stare nawyki - westchnęła dokańczając strawę - nie dawno piekłam placki - rzuciła mimochodem wstajac i kierujac sie do szafki gdzie trzymała w wilkim słoju wypieki. Wróciła noszac je na glinianym naczyniu - nie krepuj sie i bierze ... - usmiechnęła się szeroko milknac na chwilę - nie tylko ty żyjesz w biegu. Tez bywam w rozjazdach ostatnio. Więc mnie nie ma niz jestem - popatrzyła w okno - Sarabi... Nie martwie sie o mnie. Dam sobie rade z tym "problemem".

        Eris

        OdpowiedzUsuń
      37. W pierwszej chwili Iridian nawet nie zdawała sobie sprawy, co dzieje się wokół. Skupiona na stojącym przed nią człowieku nie dostrzegała niczego ponad sobą, dlatego z obecność smoków zauważyła dopiero jakiś czas po ich wylądowaniu. Wcześniej krzyknęła zaskoczona, kiedy czyjaś dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.
        -Co się dzieje? -spytała zdumona, omal nie wypuszczając sztyletu. Jej koncentracja osłabła a wraz z nią więź z Korzeniem. Świecące pnącza cofnęły się w głąb ziemi, chwilowo nie słysząc żadnych rozkazów.
        Iridian poczuła złość. Spojrzała na panią smoków spod przymrużonych powiek.
        -Ja tylko wykonuję rozkazy -odpowiedziała chłodno.
        Naprawdę nienawidziła powodów, które gnały ją na kolejne pola wokół ruin Loresth, strumieni krwi wsiąkających w ziemię każdego dnia na nowo i tego, że po każdej bitwie ich oddziały malały, znowu i znowu pozostawiali czyjeś zmasakrowane ciało wśród szczątków wrogów. Czasami miała wrażenie, że przyniesione zza otchłani zło skaziło także ją samą, napełniając myśli goryczą i nienawiścią. Bała się tego, co stanie się z nią po kolejnych kilku latach walk, kiedy jej umysł pozostanie już tylko mrokiem. Wiedziała doskonale, co musiałaby w takiej sytuacji zrobić, skoro najważniejsze było zachowanie czystości życiowej energii. Wierzyła, że będzie gotowa unicestwić samą siebie zanim przeniesie skażenie na Korzeń.
        -Zurin Kaddesh powiedział, że nikt nie może wrócić na drugą stronę -ciągnęła twardo -Jeszcze zanim ruszył do walki na czele pierwszego szeregu. Jeszcze, kiedy był żywy...
        Właściwie nie miała pewności, czy dowódca poległ w tej bitwie, ale nie łudziła się, aby ktokolwiek uszedł z życiem po pierwszym zderzeniu wrogich armii.
        Westchnęła. Właściwie nie miała pewności, komu służyła kobieta. Pozornie stały po tej samej stronie barykady, ale najwyraźniej otrzymały sprzeczne rozkazy.
        -Nie jesteś pod komendami Kaddesha -to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Zresztą jakie miało to znaczenie w sytuacji, kiedy dowódcy armii i ich składy zmieniały się z dnia na dzień po utracie kolejnych obrońców?
        -Jeśli o mnie chodzi, nie zabijałabym ich - wysyczała przez zęby -Nie robię tego z własnej woli. Chcę tylko zatrzymać to, co przychodzi do nas z tamtej strony.
        Gwałtownym ruchem ręki wskazała na most. Kryształowa ściana wyglądała teraz jak głaz, który kilka razy częściowo topniał i krzepł na nowo. Mógł tak wytrzymać do chwili, w której najeźdźcy poślą na most swoich magów, aby usunęli przeszkodę.
        -Energia natury to nie zagłada, ale kreacja. Za każdym razem przyczyniając się do zniszczenia jakiejś istoty wbrew naturalnemu porządkowi, Korzeń rani i zabija cząstkę siebie. Ale czarna magia pochodząca z Dzikich Stepów zniszczy życie znacznie szybciej, boleśniej i całkowicie. Tylko dlatego jestem w stanie zmuszać go do tego, co robię.
        Gniew jest ochroną przed bólem, ból jest lekarstwem na gniew, przypomniała sobie ku lekkiemu zaskoczeniu własne słowa sprzed kilku lat. Wtedy nie przywykła jeszcze do niewdzięcznej roli, jaka przypadła jej w udziale. Od tamtej pory zdecydowanie nieco wzrosło, znacznie szybciej wzrosła gorycz.
        Rozłożyła ręce bezradnie.
        -Jeśli twoi dowódcy chcą informacji, możesz wziąć tego człowieka.
        Rozejrzała się za pokonanym wodzem, który chwilowo znikł jej z pola widzenia.

        OdpowiedzUsuń
      38. -Nie mam pojęcia, kto w tym momencie dowodzi -przyznała z niechęcią. Przyjrzała się białowłosej podejrzliwie. Czyżby teraz ona właśnie przejęła dowodzenie? To również było możliwe, tu możliwe było wszystko.
        -Jeśli teraz przejmujesz kontrolę, przekaż ludziom nowe rozkazy.
        Nie podobała jej się myśl, że teraz pani smoków miała wydawać polecenia, zdążyła jednak przyzwyczaić się do słuchania rozkazów. Trwała wojna, należało się podporządkować, niezależnie od tego jak bezsensowne mogło się to wydawać.
        -Kimkolwiek jesteś, walczymy po jednej stronie -weschnęła Iridian ciężko -Musimy razem z tym, którzy przeżyli opuścić to miejsce. Wydaje mi się, że nie zostało choćby trzydziestu żywych, z czego połowa do wieczora umrze od ran. Jeśli teraz armia Dzikich Stepów się przebije, jesteśmy bez szans.
        Pomyślała przelotnie o smokach. Wydawało jej się, że byłyby w stanie rozgromić całkiem liczną gromadę, ale z jakiegoś powodu nie wzięły udziału w bitwie. Iridian nie miała pewności, czy w razie potrzeby ruszyłyby do ataku, a nawet jeśli, to czy nie chciałyby tylko ocalić swojej pani, po czym opuściłyby pole bitwy. Dziewczyna nie ufała im, w tej kwestii niczego nie mogła być pewna. Najbezpiecznie było przyjąć, że jest ich kilkunastu przeciwko kilku setkom, niecierpliwie oczekujących na wieści po drugiej stronie mostu. W takim razie nie było mowy o walce.

        OdpowiedzUsuń
      39. Odchyliła się do tyłu na krześle i spojrzała na białowłosą ciekawsko, jakby przyglądanie się jej z dystansu pozwoliło Luce odgadnąć wszystkie jej zagadki. Nie stało się tak jednak, Sarabi wciąż mierzyła ją poważnym spojrzeniem, a uśmiech Luce kwitł wraz rumieńcami na policzkach.
        Może dlatego, że była pijana, może tylko dlatego, że ciekawiła ją pomysłowość zaklinaczki, może bo chciała przekonać się na własnej skórze jak zakończy się ta historia. Nie znała odpowiedzi na to dlaczego podjęła taką decyzję.
        - Wchodzę w to. - odpowiedziała nagle, uśmiechnięta niczym kot umazany śmietanką. Zawsze rozwlekała tematy, wywijała się od odpowiedzi i znikała wpół zdania, ale nie tym razem. Była zbyt znudzona. - Jak tylko nakreślisz mi plan działania i wytłumaczysz co będę miała z zabicia Dromana, pomijając uwolnienie narodu od kolejnego krętacza i unieważnienie mojego równie wysoko oprocentowanego co fałszywego długu. - było to poniekąd prawdą, zdarzało się, że Luce nie miała złamanego miedziaka, a wtedy pojawiał się Droman, sypiąc wesoło pieniążkami, po czym żądając zwrotu o wielokrotnie wyższej wartości. I akurat wybierał te momenty, gdy nie była w stanie zastanawiać się co robi. Tak więc, nawet jeśli ma umierać z pragnienia przez brak pieniędzy, lepsze to niż kolejny dług.

        Luce

        OdpowiedzUsuń

      40. - a twoje smoki? - zapytała gdy ta sie wygadała i zaczerpnęła powietrza na dalszy wywód. - po co ci one skoro, sa bezuzyteczne - spojrzała przez okno - spokojnie moje drogie - zwróciła sie do nich - to tylko przykład. Jesteście silne. - popatrzyła w ich przenikliwe oczy - taka jest prawda. - schyliła im lekko głowe w w wyrazie szacunku. - Sarabi, nie obraź sie ale powinnas popatrzyć na te sytuacje , dopiero wtedy gdy sie trocher uspokoisz i ochłoniesz. Teraz przemawiaja przez ciebie emocje. Prześpij sie, zaplanuj coś i wtedy działaj. Widziałam takich którzy walczyli pod wplywem impulsu i przegrali. A to nie tedy droga - usiadła wygodniej i spogladała z wystudiowanym spokojem na towarzyszkę - zadne to poświecie. Mam w swiecie tyle wrogów, ze by sie poplakali na wiesc iz ominęła ich okazja ukatrupienia mnie. - usmiechnęła sie szeroko - jeden mniej czy wiecej .. co za róznica. - zamilkła na chwile by upic łyka - Sarabi, znamy sie juz trochę. Jestes dla mnie jak siostra której nigdy nie poznałam - o co w tym naprawde chodzi? Mozesz mi to powiedziec?!

        Eris

        OdpowiedzUsuń