Siwa Luce
Do Loresth wyruszyła z ojcem mając 8 lat. Dotarła bez ojca, wiec zaopiekowali się nią tutejsi z Przystani Bohaterów i szkolili na wojownika. Wiele razy opuszczała miasto, ale zawsze wracała, czym udowodniła, że potrafi dać sobie radę. Myślała nawet o byciu zwiadowcą lub posłańcem który dostarczałby żywność z innych części Loch Aem, ale każda jej wyprawa kończyła się wozami załadowanymi w większości samogonem niż pożywieniem, dlatego utknęła przy moście, co noc stając na warcie, i na tym kończą się jej obowiązki. Często wyjeżdża z miasta na krótki okres i jakoś nikt nie może zrozumieć dlaczego. A tak, pewnie przywieść wódki.
Kiedyś łotrzyk, dziś obrońca słabych i zlęknionych od siedmiu boleści w opuszczonym mieście. Lubi oderwać się na chwilę od Loresth, wtedy odwiedza starych znajomków. Rzadko rabuje, ale wciąż lubi pieniądze. Cicha, dopóki nie powiesz nic durnego. Wieczny kombinator. Raz cham i prostak, raz figlarz i rozbójnik. Nigdy dama. Pije na umór. Gryzie, drapie i klnie. Lubi rozwiązywać problemy. Ludzi nie cierpi bardziej niż ożywieńców. Nie patrzy, morduje jak leci. Żyje jak może.
Dla nikogo to nie nowość - choć młódka, siwa jest, i było tak praktycznie od zawsze. Nie jest pewna, ale chyba ją taką matka zrodziła, bo zaczęli czepiać się jej o te włosy dopiero w Loresth. Jak może, chodzi w kapturach i pelerynach, ale nie sposób wytrzymać tak gdy żar leje się z nieba. Preferuje skórzane pancerze, chodzi w nich od dziecka, w sukni zaś czuje się naga. Na pierwszy rzut oka wysoka, dumna kobieta, 26 wiosen za sobą, ale lepiej uciekać gdzie pieprz rośnie.
Jest dobrze obeznana z mieczem, choć jej faworytami są koziki i sztylety do rzucania. Specjalizuje się z skradaniu i skrytobójstwie. Łucznik z niej jak z koziej dupy trąbka - zapewne dlatego, gdyż po solidnym kielichu nie sposób trafić w cel - zaś do magii czuje nieopisaną niechęć.
[ooo to się cieszę że fajny! Martwiłam się iż nie wyjdzie bo to tak trochę inaczej kartę pisałam.
OdpowiedzUsuńwątek pewnie, tylko pomysł jakiś...]
[Wątki chętnie. Jakaś trucizna? A może eliksir miłosny? Cennik masz w zakładce Chatka. Spotkanie na moście?]
OdpowiedzUsuńWiedźma ze Wzgórza
[można go spotkać wszędzie, bo jeśli czegoś akurat nie musi zrobić dla nekromanty to włóczy się po okolicy.
OdpowiedzUsuńpomysł jak najbardziej mi pasuje, jeśli bd musiała to zacznę, ale jutro bo dzisiaj nie mam siły na to ;/]
[ Znać się muszą skoro ona taka obrończyni słabych a tu mamy taką zła panią, łowcę głów i pania nr 1 w klasyfikacji złych zbirów ;) Co ty na to, aby Sarabi dostała na nią zlecenie i tak się spotkają, ale juz raczej kiedyś miały ze sobą przyjemność. Ostatecznie nikt nie ucierpi poza małymi ranami i wyzwiskami. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńSarabi
[spoko to jutro czekaj na początek ;D jak się wyśpię to tak powinnam do 13 coś wrzucić.]
OdpowiedzUsuń[jestem dzis padnieta kochanie ty moje. Nie mysle juz.... Ano trzeba - no nie wiem.... chwilowo mam dosyć watkow zapoznawczych wiec moze bedzie tak, ze na twoja ktos polowal, ona uciekala, zauwazyła swiatelko w lesie i tam polazła ? nie wiedziała do kogo nalezy etc]
OdpowiedzUsuńEris
[ opijemy spotkanie przy okazji.... dziekis ;* teraz ty padasz? Lepiej nie..... musisz wstac i isc dalej xD]
OdpowiedzUsuń[ Zacznij, zacznij, zacznij ! Dziękuję ;*]
OdpowiedzUsuńSarabi
[Hej, witam! Dziękuję za tak miłe słowa pod kartą. Obawiałam się, że nie polubicie mojego Potępieńca, bo jest zbyt chory xD
OdpowiedzUsuńPomysł, pomysł, pomysł... Hmm...
Dobra, coś mi świta. Coś takiego na dłuższą atrakcję.
Powiedzmy iż w Loresth ruszył nowy kult jakiegoś bóstwa. Ludzie zbierają się do niego w obliczu zagrożenia ze strony ożywieńców. Póki co mała religia, zaczyna przyciągać coraz więcej ludzi. Okazuje się jednak, że niektórzy jego członkowie znikają lub coś się z nimi dzieje. Nie jest to jednak na tyle duża liczba (w obliczu zgonów z rąk nieumarłych), że władze się tym nie interesują. Twoja bohaterka mogłaby się tą sprawą jednak zainteresować, przeniknąć do kultu, dowiedzieć się, co się tam dzieje. Nie powiem, że nie ale Zirael włada również normalną magią, więc po zmianie kształtu mógłby skutecznie pociągać za sznurki w tym miejscu ;)
Jeśli coś wyda ci się naciągane to kłaniam się uniżenie i wymyślimy coś innegi xD]
Zirael Potępieniec
Wracajac późno w nocy do domu, nie spodziewała sie gości. Zresztą chyba nie tylko ona. Wracała z miasta z całodniowych zakupów potrzebnych jej na kilka dni. Byłan jarmarku, u kowala, który jakiś czas temu proponował jej kupno konia, w zamian za kilka mieszanek ziołowych, by pod koniec zajrzeć do krawcowej i do baru na kilka szybkich. Dopiero stamtąd, przemieszczając się bocznymi uliczkami powróciła do domu.
OdpowiedzUsuńSchowała rzeczy na miejsce i przy blasku ognia z kominka zmywałą nacznia wodą wczesniej przyniesioną ze żródełka, gdy na dworze usłyszała hałas. Był bardzo blisko. Praktycznie przy drzwiach. Była troche zaniepokojona walaniem do jej drzwi, więc podchodząc do nich chwyciła swój elficki sztylet i otworzyła nieznacznie wpuszczajac intruza i jednoczesnie pilnujac drzwi by je szybko zamknąć.
Eris
[wybacz za ten slaby odpis.... mam te cholerne DNI... ;.]
Zdążyła wyczuć iż w poblizu kręci sie paru nieumarłych, jaki jakiegoś demona. Zmarszczyła brwi.
OdpowiedzUsuńNa szybko narzuciła na swe ramiona płaszcz z kapturem, by nie bylo widać dokładniej kimze była. Nie potrzebowała ona rozgłosu. Przez szybę przygladała sie mówiacej, ale brakowało czasu na jakies dalsze rozmyslanie. Przymknęła powieki na chwile analizujac w tym czasie błyskawiczne decyzje, nim jakis impuls kazał jej podejśc bliżej drzwi i uchylić je szerzej.
- jeśli potrzebujecie schronienia, wejdż pani... - odpowiedziała odpowiednio modulowanym głosem - nie pora na nocne szwendanie sie po lesie. Dary zawsze mile widziane - odpowiedziała troszke ubawiona widzianym stanem ducha kobieciny.
Ledwo ta weszła zamknęte drzwi zaryglowała. Lecz przed tym ponowiła czary ochronne wokół domku.
Eris.
["jaki i" w 1 zdaniu ..]
UsuńTo dobry plan, ja ci tak mówię parszywy nekromanto! Zwiedziemy tych naiwniaków na manowce. Opanujemy ich dusze! Zasilimy armię nowymi żołnierzami. Przestań się bać o zdemaskowanie
OdpowiedzUsuńZirael słuchał słów dobiegających z wnętrza jego własnego, rozjątrzonego obłędem umysłu. Szedł w milczeniu przez zawalone korytarze, oświetlone jaśniejącym kryształowo blaskiem księżyca. Powłóczysta, bogata, onyksowa szata, którą był okryty, sunęła za nim po ziemi, zbierając co większe kłębki kurzu. Spod ciężkiego kaptura uciekały na zewnątrz białe, długie kosmyki, opadające na czarne niczym węgiel oczy.
Nic nie powiesz? Dureń...!
Dobrze, że nie mówi. Nikt nie powinien wiedzieć, że główny kapłan to oszalały maniak. Musi wzbudzać szacunek
Ludzie szukają u niego nadziei. Dobrze poradziliśmy sobie z pierwszymi ofiarami. Nikt nie wpadnie na to, że sami przywołują na siebie bardziej zmasowany atak
I tak mógłbyś coś powiedzieć zbzikowany magiku. Moi towarzysze to marni rozmówcy
Nekromanta mijał wielkie, szkliste drzwi, których blask przygasł jednak w obliczu zgnilizny. Obrócił się niepewnie, jakby z przestrachem. Odgarnął kaptur, a włosy rozsypały się dookoła. Drżącą ręką odgarnął je, oglądając się w tafli. Jakże dawno nie widział swej prawdziwej twarzy... Ostatnio jednak nadzwyczaj często widzi ją w lustrze... Nie! To ułuda, był kimś innym. Innym! To tylko przebranie, potrzebne w ich wielkim planie.
Nosz psia mać i chędożona moja matka! Strojniś będzie się przeglądał! Ruszyłbyś sw...
Mężczyzna uderzył pięścią w szkło. Rozbrzmiało ona charakterystycznym dźwiękiem, swymi błyszczącymi szczątkami dekorując podłogę.
- Zamknijcie się do jasnej cholery! - warknął głośno, nie dbając o żadne delikatności. Złapał się krwawiącymi dłońmi za głowę i potrząsnął nią - Nie mogę przez wasz myśleć w spokoju. Wydam się, jeśli ciągle będziecie mi jęczeć!
- Wielmożny? - wysoki głos rozniósł się po kamiennym korytarzu. Zirael odwrócił głowę z wyrazem wściekłości wymalowanym na twarzy. Można było zauważyć przez chwilę jego prawdziwą formę. Wyprostował się spokojnie, nakładając kaptur i podchodząc do pomniejszego kapłana, który cofnął się o kilka kroków - Nic ci się nie stało.
Zirael nie mógł zapominać kim był. Wykreowali ten fałszywy kult, by wspomóc armię ożywieńców i wykończyć ludzi. Mężczyzna nienawidził wykonywać poleceń Gildii Nekromantów, nigdy nie podchodził do nich poważnie i z "szacunkiem" jaki wymagali od niego ci przebierańcy. To zadanie wydało mu się jednak nadzwyczaj zabawne. Nigdy nie bawił się w wyrocznię bogów, nawet jeśli byli tylko wykreowani przez zdziczałe umysły nekromantów.
Zadanie było proste: zdobywali zaufanie tutejszych mieszkańców, oferując im pomoc i potrzebną modlitwę. Sam Zirael jednak nie wziął pod uwagę, jak to się potoczy - ludzie lgnęli do nich niczym muchy do miodu. Z każdym dniem było ich coraz więcej. Oni tylko musieli znajdować odpowiednie okazje, by zabić ich i wcielić do swej przeklętej armii. Nic prostszego, choć Kowal Dusz wyczuwał, że to było zbyt piękne, by było prawdziwe.
Może i zbyt, ale póki co nie było żadnych problemów. Nic sie nie bój. Uspokój tego młodzika, bo jeszcze wszystko wygada
UsuńZirael przełknął ślinę i spojrzał poważnie na młodocianego kapłana.
- Nasz bóg jest dzisiaj silny synu. Przenika przez mojego ducha swą niesamowitą obecnością - położył mu rękę na ramieniu - Musisz się skupić i poczuć Pana Harmonii, pozwolić by i ciebie dotknęła jego zbawcza esencja. Już czas na modlitwę. Jesteś gotów? - spytał z udawaną troską.
Kapłan pokiwał energicznie głową, słuchając jego słów z wielką uwagą, płonąc pobożnym zapałem. Zirael momentami nie mógł uwierzyć, jak mogli być tak naiwni. Może ciężko mu to było zrozumieć, bo stał po drugiej stronie barykady.
Przestań tyle myśleć czarodzieju! Czas działać
Tak... Rytuały czas zacząć. Mówca Umarłych minął młodzieńca, który podążał za nim z powagą. Po chwili weszli do głównej sali, gdzie tłum śpiewał już chwalebne pieśni. "Wielmożny" wkroczył na podniesienie i spojrzał na zgromadzonych licznie ludzi. Po jego obu stronach zgromadzeni byli kapłani w liczbie 6 bogobojnych mężczyzn. Uśmiechnął się do siebie i uniósł głowę spoglądając na zawieszoną nad nimi figurę Pana Harmonii. Przedstawiała ona herosa z jednym okiem, odzianego w zbroję, trzymającego kolosalną pawęż ze znakiem wagi na niej. Jego dłoń była uniesiona do góry, trzymał on w niej korbacz z głowicami na kształt gwiazd. Błyszczały one fałszywym srebrem, dającym jednak wspaniały blask.
Zirael uśmiechnął się do siebie i zaczął śpiewać wraz z wiernymi.
Tak, nie wychodź ze swej roli nekromanto
Zirael Potępieniec
[To tak tylko na początek, bo dobrze mi się pisało. Następnym razem obiecuje będzie krócej ^^; ]
Uśmiechnęła sie z przekasem. Ona.. dobrodziejka? Nigdy w zyciu! No chyba, iz w sytuacjach kryzysowych. I dajmy na to ze w tej chwili. Westchnęła.
OdpowiedzUsuń- nie zaprzecze.... - odpowiedziała cicho troche rozbawiona jej wyznaniem. Zwłaszcza, iz przypatrzyła jej sie bardzo uwaznie, zauwazajac oznaki upojenia alkoholowewgo. Urocze... - pomyslała chichoczac - cóż... lasy choć piękne, bywaja zwodnicze. Jak kazda część natury. - pośpiesznie poprawiła swoje włosy, przykrywajac uszy, nim gdy sie odwróciła, w końcu zsunęła do tyłu kaptur i sie odwróciła do niej. Skinęła jej głowa - zatem miło mi bedzie cie ugościć, mimo póznej pory. Usiadź - wskazała krzesło - pewnies spragnona czegos innego niz samej gorzałki i głodna. Moge zaproponować gulasz, lecz ... jeszcze nie jest przygotowany. - zaproponowała.
Eris
I raz i dwa i trzy!
OdpowiedzUsuńPieśń zakończyła się. Zirael uniósł ręce do góry, by uciszyć ostateczne szepty. Czuł na sobie wzrok wielu ludzi. Oczy tak pełne nadziei niemalże wdzierały się w jego spaczoną duszę, szukając w dostojnej postaci otuchy i słów tak potrzebnej wiary. Owszem ich malutki kult mógł momentami podchodzić pod fanatyzm, nawet "Potępieniec" to czuł. Zwracać mogli tym uwagę innych, jednak to właśnie większość mieszkańców Loresth była oddana nowemu bogu.
- Proszę moi umiłowani, zamilknijmy - głęboki głos odbił się miękko od zmurszałych ścian. Odpowiednio modulowany przez magię nekromanty przyprawiał o dreszcze, jednocześnie hipnotyzował swą uspokajającą, dumną barwą. Zirael wykonał gest, mający rozpocząć ich nabożne spotkanie. Ludzie powtórzyli za nim w ciszy, opuszczając lekko głowy.
Pewniej magiku! Dzisiaj musimy zatopić się w ich duszach!
Kowal Dusz zsunął kaptur ze swej głowy, rozkładając ręce na boki. Bialutkie włosy zalśniły w jasności gwieździstego batoga. Wyglądał niczym prawdziwa wyrocznia swego bóstwa, napełniona jego boskim światłem. Nigdy nie odsłaniał twarzy, toteż większość ludzi wstrzymała oddech. Czuli, że dzisiaj wielki dzień.
Ohh... Jakże rozmyślnie! Daj im jakąś sztuczkę.
Zirael uśmiechnął się do siebie.
- Dzisiaj obecność naszego Pana jest silna. Oddajmy mu pokłon i pozwólmy by przeniknął nasze dusze. Zanośmy do niego modlitwy drogie dzieci. Wyznajcie mu swe grzechy i proście o przebaczenie. Jeśliście czystego serca, ześle na was swą opiekuńczą łaskę w obliczu obecnego zagrożenia. Wiele razy pokazał swą moc, a wy uwierzyliście widząc jak wspaniałomyślny jest. Wiedzcie, że teraz też patrzy na nas swym okiem i ocenia! - nekromanta wzniósł rękę do góry, wskazując szerokim gestem na wizerunek ich boga. Unieśli posłusznie głowy, chłonąc majestat tej chwili.
W tym czasie Zirael skupił swą moc. Posąg rozbłysnął nieziemskim światłem, a coś na kształt błękitnej mgły gładko przechodziło po posągu. Ludzie zaniemówili, patrząc z niedowierzaniem na zjawisko. Gwieździsty korbacz zalśnił mocno niczym tysiąc malutkich ogników. Konkurował z glansem rozgorzałego szafirem oka. Zdawało się czuć jakąś boską obecność, a większość mieszkańców drżała z przejęcia, szepcząc między sobą.
- Spójrzcie, jeśli nie wierzycie moi mili! Pan Harmonii postanowił ukazać odrobinkę swej nadprzyrodzonej mocy! - nekromanta mówił coraz głośniej, wiedząc, że emocje udzielają się też wiernym. Rozległ się gromki krzyk "Chwalmy Pana Harmonii i jego cuda!", powtarzany z siłą coraz donośniej.
Noooo... Coraz lepiej ci to idzie upiorze.
Zirael pozwolił ludziom, by chłonęli tą malutką sztuczkę. W tym czasie zszedł z podniesienia, chowając ręce w rękawach. Kapłani przygotowywali obrządek. Wniesiony został ogromny, dębowy stół. Przykryto go wspaniałą, purpurową tkaniną. Mężczyźni rozstawili niesamowitą ilość świec, liczone w tysiącach sztuk, które otoczyły mgiełką bogatą, delikatną wagę postawioną na ołtarzu. Zirael pilnował, by wszystko było jak należy. Zauważył kadzidła, zioła, potrzebne pergaminy, które po odczytaniu należało spalić i zmieszać z eliksirem, który posiadał tylko on. Wybrani zostali naznaczeni tą niezwykłą miksturą i pobłogosławieni przez relikwię boga.
Nikt jednak nie wiedział...
... Że przygotowują rytuał na swoją śmierć. Owszem wspomagał on przez parę dni wybranych, lecz kilku z nich nie przeżywało tygodnia. Nie umierali wszyscy, to byłoby podejrzane. Zazwyczaj jeden do pięciu, zależy ilu było wybranych. I tak ci naiwni wierni zrzucali to na winę niewierności oraz braku czystego serca. Powstali dzięki tej ceremonii nieumarli byli wyjątkowi. Silni, posiadali specyficzne umiejętności i wytrzymałość. Może była to mozolna metoda, jednak dawała niespotykanych żołnierzy do gnijącej armii.
Kiedy kapłani odsunęli się od stołu, Zirael ponownie do niego podszedł.
- Pokażmy mu, jak bardzo jest dla nas ważny. Zacznijmy modlitwy.
Zirael Potępieniec
[Rozbiłam to na dwa, bo chciałam ładnie opisać rytuał, a tu mi się nie zmieściło xD]
W końcu dostał rozkaz, który szczerze go ucieszył. Mógł pozbyć się wściekłości nagromadzonej przez kilka tygodni. Miał zabić, skonczyć żywot pięciu osób....jak dla niego mało, ale i tak wypadł wręcz na dwór czując jak budzi się w nim prawdziwa natura, dotąd uśpiona by był spokojniejszy. Nie obchodziło go po co, nie pytał nigdy i było dobrze, ważne że przeleje krew niewinnych.
OdpowiedzUsuńPoprawił płaszcz i naciągnął kaptur na główę, wsiadł na grzbiet ogiera. Wyprostował się, nie ograniczał już się, nie podtrzymywał ludzkiej postaci, uwolnił wszystko to co czyniło go potężnym demonem. Patrzył na swoje dłonie widząc jak skóra zaczyna przybierać niezdrowy szary oddcień, na grzbietach dłoni pojawiały się czarne żyłki. Wiedział że się zmienił, był w połowie w prawdziwej postaci. Przesunął wzrokiem po otoczeniu, wszystko było wyraźniejsze, bardziej żywe gdyż niczym nie ograniczone. Ryk wręcz zwierzęcy, który przeciął ciszę wystarczył ptactwo siedzące na drzewie niedaleko. Zmusił ogiera od razu do galopu, wpadli do lasu...
Dwie godziny zajeło mu załatwienie zadania, bez pośpiechu wracał. Wytarł o płaszcz metalową rękawicę z której spływała krew. Szkarłat zawsze budził w nim rozbawienie, ale czego się dziwić taki już był. Stworzony został by nienawidzić i by nie wahać się przed działaniem obojętnie w jakich warunkach. Poprawił kuszę przymocowaną na plecach dwoma pasami, akurat w chwili kiedy nagle na szlaku pojawiła się kobieta. Kierowała się wgłąb lasu. Barbatos naciągnął mocniej kaptur by ukryć twarz i czarne ślepia. Nie był w humorze by rozmawiać z kimkolwiek, nagle też pojawiła się myśl że nekromanta nie będzie miał mu za złe jak dorzuci szóstą osobę.
Podrapał się po poliku ostro zakończonym szponem, bo tak właśnie wyglądały rękawice jak szpony.
Zwolnił krok konia, do czego ten dostosował się od razu, aż zatrzymał go całkiem. Poklepał zwierzaka po szyi, czekając aż nieznajoma zblizy się wystarczająco.
[wyszło jak wyszło...sorry]
Usmiechnęła sie szeroki, gdy usłyszała "marsz" w brzuchu nieznajomej.
OdpowiedzUsuń- twój zoładek przemawia za ciebie. - zachichotała - Skoro sie pytacie. To nie. Nie jest problemem, gdyz i tak miałam zamiar przyrzadzić strawę. Cóż.. a tym razem bede jadła z towarzystwem. Lecz musicie jeszcze poczekać. - oznajmiła.- w połowie jest gotowy.
Podeszła wpierw do okna by sie upewnić czy wszystko gra, by sie schylić po dodatkowe drwa i wrzucić je do paleniska. Dopiero potem zajęła sie pozywieniem, gdy zdjęła twarz ukazujac sie w prostej sukiennce wiazanej z przodu i z wiszacym krótkim paskiem.
Sama była głodna, co sie dziwic nie było, gdyz cały dzień była po za domem nie jedzac nic innego niz suchary z zapasów. Była pochylona nad kociołkiem, gdy usłyszała pytanie.
- Ano nie jerst łatwo. - potwierdziła ignorujac pytanie. - A potwory zwykle wychodza noca.
Sarabi nie lubiła marnować swojego czasu na picie. Dla niej było to bezcelowe. Po co się upijać? Tylko głupcy, który życie nie miłe tak robią. Wyszkolony łowca nigdy by się nie posunął do takiego czynu. Kobieta musiała zawsze zachować jasność umysłu, aby potrafić odpowiednio ocenić swoją sytuacje. Teraz też była całkowicie trzeźwa, jednak na potrzeby swojej misji skropliła swój płaszcz perfumami, przypominającymi na myśl mocne whisky. Nikt nie mógł się dowiedzieć, co się stanie tej nocy. Sarabi nie patrzyła na kogo dostaje zlecenie. Dla niej liczyła się przede wszystkim suma pieniędzy. Jednak to zadanie było inne. Pierwsze co jej się rzuciło w oczy to suma wyznaczona za główkę pewnej kobiety. Ponad trzy mieszki złota. Cała fortuna. Drugie na co spojrzała było imię. Kobieta mimowolnie się uśmiechnęła. Czekała na taką okazję od niepamiętnych czasów, jednak zawsze coś jej przeszkadzało. A teraz spokojnie mogła się przygotować, w końcu sławnej wśród ludu Luce nie zabija się tak po prostu. Do tego potrzebny jest plan, nawet bardzo dobry. Poza tym ta kobieta zdecydowanie za często stawała na jej drodze. Sarabi zaczęło się to powoli nudzić. Ich ciągłe nierozwiązane potyczki wprawdzie dawały jej wiele radości, bo kobieta dorównywała jej umiejętnościami, ale tak sama\o ją irytowały, ponieważ nigdy nikt nie wiedział która z nich wygrała. Tak było zawsze, i najprawdopodobniej tak by było w niedalekiej przyszłości, jednak to zlecenie wszystko zmieniało. Teraz to ona była jej celem i mogła się skupić tylko na niej.
OdpowiedzUsuńKobieta podeszłą powoli do stolika i odsunęła kaptur z twarzy. Spojrzała twardo na pół żywą kobietę i uśmiechnęła się z pogardą.
- Ty zawsze jesteś pijana- mruknęła pod nosem, siadając naprzeciwko niej- Więc nie zrobi ci to za wielkiej różnicy. A poza tym, co jest lepszego od śmierci w zatłoczonej karczmie? Nikt nawet nie zauważy jak padasz- po tych słowach kobieta mocno kopnęła stołek na którym siedziała Luce, tak aż ten poleciał na sam środek parkietu.
- Ups.
Sarabi
Przechylił nieco głowę, zacmokał cicho, a ogier przestąpił kilka kroków zmniejszając odległość, ale on dla dziewczyny nie był i tak lepiej widoczny, za duży mrok panował tutaj.
OdpowiedzUsuń- wiem że mnie widzisz, ale i boisz się - odezwał się chrapliwym głosem.
Zsunął z dłoni rękawice i schował je.
- o tej porze w takim miejscu, musisz być pewna swych sił, pani - stwierdził z nutą kpiny.- czego oczywiście nie widać po twej postawie, zwłaszcza teraz gdy sięgasz po broń w nadziei że tego nie widzę i nie zrobię ci krzywdy pierwszy - powiedział jeszcze.
Zbliżył sie jeszcze bardziej, tak że dzieliły ich zaledwie dwa metry.
Kopyta osła zaczęły stukać, gdy ten wszedł na pozostałości elfiego traktu prowadzącego do mostu, a dalej miasta. Kobieta, ubrana w ciemną szatę i szary płaszcz z kapturem siedziała na koźle. Na końcu przerzuconego przez ramię ciemnego warkocza zawieszony miała dzwoneczek, tak samo jak przy uprzęży zwierzęcia.
OdpowiedzUsuńWiedźma co jakiś czas przyjeżdżała do miasta, choćby po to, aby kupić mąkę, jakieś zwierzęta do rytuałów i sprzedać drobne uroki, lekarstwa i eliksiry.
Od czasu pojawienia się Przystani Bohaterów popyt na jej produkty znacznie wzrósł, z czego korzystała skrzętnie. Należała do tego rodzaju ludzi, którym oczy błyszczą się na widok brzęczącego złota. Nauczyła jej tego mistrzyni, poprzednia Wiedźma ze Wzgórza.
Dziś miała ze sobą trochę towaru, jednakowoż głównym celem jej przybycia był zakup ziemniaków, jabłek i kilku gołębi oraz kur.
- Witaj – powiedziała wesoło, gdy ujrzała wojowniczkę. Nie spodziewała się jakiegoś wesołego odzewu, wiedząc, że w mieście reputację ma taką, a nie inną – Dużo ludzi dziś na targu?
Zapytała, zatrzymując wóz i rozpoczynając niezobowiązującą rozmowę. A nuż kobieta coś kupi.
Wiedźma ze Wzgórza
Po dobrym kwadranie strawa była gotowa. Nałozyła do glinianych głebokich naczyn do pełna i zaniosła je na stół, który uprzatnęła z ksiag, które studiowała. Przełozyła gdzie indziej.
OdpowiedzUsuń- siadaj... - zaprosiła - wybacz, ze nie moge cie ugoscic w bardziej przestronnych progach - dodała ciszej idac po pozostawione kubki z bulionem. Postawiła koło i podała łyżki i robiony przez nia chleb. - czestuj sie. - zachęciła samej sie zabierajac do jedzenia - tak.. kilka mil w lini prostej nie liczac malej dolinki i rzeki - przyjrzała jej sie gdy ta jadła - widze ze ci smakuje, jak chcesz dokładki to sie nie krepuj. Nie zamrtwiaj sie na wyrost, do domu bezpiecznie powrócisz.
Wrogiem? Niekoniecznie, on raczej osobiście nie stawał po żadnej ze stron, a że musiał słuchać faceta który zdecydował po której stronie jest to już całkiem inna sprawa.
OdpowiedzUsuń- błagam cię, ostrożność jest inna od strachu...zdradza cię postawa, każdy twój ruch mówi co czujesz teraz - odparł poważnie.- poza tym nie należę do tych, którzy bez broni stają się bezbronni jak dzieci - dodał z krzywym uśmiechem.
Zamrugał kilka razy by jego tęczówki nabrały szarej barwy, widział przez to gorzej, ale chociaż mógł trochę odsłonić twarz co też zrobił. Dorzuci ją do listy jak tylko troszke porozmawiają, bo jak narazie dobrze się bawił.
- Niektórzy nie zasługują na szacunek moja droga- odparła Sarabi uśmiechając się szyderczo- Ale nie martw się. Nie chcę cię dzisiaj zabić. Po ostatniej naszej potyczce chyba obiłam sobie uda, a skoro obydwie nie jesteśmy w tej chwili zbytnio…dysponowane najlepiej przełożył czyjąkolwiek śmierć na inny termin.
OdpowiedzUsuńKiesy karczmarz postawił przed Siwą kufel piwa, Sarabi skrzywiła się nieznacznie. Nie lubiła tego rodzaju alkoholu. W ogóle nienawidziła pić napoi z procentami. Jedyne co od czasu do czasu piła to wino, koniecznie czerwone. Inne trunki ni przechodziły jej przez gardło.
- Poza tym, Luce dzisiaj przyszłam do ciebie z propozycją. Męczą mnie te nasze zabawy w kotka i myszkę. I tak w końcu którejś z nas podwinie się noga, i niestety straci jedyną osobę, albo jedną z niewielu z która można powalczyć tak na poważnie. Przynajmniej dla mnie byłaby to duża strata- mruknęła cicho jakby do końca nie wierząc w swoje słowa.
Oczywiście z chęcią skręciłaby jej kark, i można powiedzieć że przez dłuższa chwilę miała na to ochotę, jednak mogłaby się założyć o własną rękę, że w promieniu ponad stu mil nie znalazłaby godnego siebie przeciwnika, jakim była dla niej Luce. Strata osoby, która dawała jej niezły trening co najmniej raz w tygodniu, nie tylko wpłynęłaby na jej grafik, ale też zapewne obniżyła jej skuteczność. Do tego Sarabi nie mogła dopuścić za wszelką cenę.
- A więc nie owijając w bawełnę-chce cię poprosić o pomoc droga Luce, i nie chełp się tym, bo gdybym znała lepszą odpowiedniejszą osobę już dawno by do niej poleciała. Misja jest prosta, zabić pewnego prostaka przez którego nie mogę chodzić już po nocach bez obstawy. Niestety, ja nie mogę mu wbić sztyletu w plecy. Jest chroniony jakimiś zaklęciami. Żaden osobnik powiązany z magią go nie tknie, wielka szkoda. Zapewne znasz pana Dromana. Z tego co się orientuję tobie też zalazła za skórę ta arystokracka świnia.
Sarabi
Uśmiechnęła sie trochę sztucznie, co wyszło poniekad jak grymas.
OdpowiedzUsuń- to mnie cieszy - ona jadła wolniej. Fakt, ze była głodna, ale radziła sobie z głodem. W zasadzie mało jadła, wiec nie potrzebowała tyle strawy. - az tak smakuje? nie poparz sobie tylko języka - zaśmiała się przygladajac z uwaga. Dokończyła swoja czesc przed nia - co za blogi usmiech... moze dokładkę? - zapytała - nie.. to teraz przydałby sie sen. Mam wprawdzie jedno łóżko ale moge odstapic tobie i - podniosła palec do góry, by jej przerwac - nie przyjmuje odmowy... Przekimie przy cieple. - wstała po dzbanek, by nalac dziewczynie napitku. - nie jest ono tajemnica - kolejny przyklejony usmiech - mów mi Eris.
Parsknął śmiechem tak ostrym i nieprzyjemnym że aż przyprawiał o dreszcze.
OdpowiedzUsuń- nie musisz rzucać nic, po prostu przestań kłamać, moja droga - odparł, luzie byli tak niemozliwy, nie potrafili przyznać się do strachu, woleli kłamać w oczy nawet jeśli im to nie wychodziło w ogóle.
Pokręcił głową rozbawiony z tej rozmowy.
- i naprawdę czujesz się lepiej gdy widzisz moją twarz, skoro tak naprawdę dużo ci to nie dało? Dalej nie wiesz kim jestem...czy jestem zagrożeniem dla ciebie, czy może pozwolę ci spokojnie oddalić się - stwierdził. Przygarbił się nieco opierając dłonie na siodle.
Ona była tak głupiutka w tej swojej dziwnej logice, że aż miał ochotę dać jej odjechać i zaniechać swych planów. Lubił takie osoby choć sam nie wiedział czemu tak właściwie.
Inslen, zwana częściej Wiedźmą ze Wzgórza, panią Wiedźmą lub innym ciekawym określeniem, odzwyczaiła się już od swego imienia w ustach innych. Tylko właściwie Luce tak do niej mówiła. Pewnie gdyby powiedziała komuś, że idzie do Inslen, nie wiedziałby o kogo chodzi. Cóż, takie życie. Wózek ruszył powolutku, dzwoniąc dzwoneczkami.
OdpowiedzUsuń- Dobrym lekarstwem na ból głowy jest znalezienie sobie faceta z dużym kutasem – stwierdziła tonem nie wskazującym na to, że żartuje – Ale jeśli wolisz jednak lek, to zaraz ci dam. Cztery sztuki srebra.
Podrapała się po podbródku w zamyśleniu. Słyszała o śmierci medyka, dlatego również przyjechała do miasta trochę wcześniej niż zwykle. W duchu cieszyła się ze śmierci tego paskudnego i obmierzłego mężczyzny, który nastawiał mieszkańców przeciwko niej, samemu zbierając profity. Teraz przynajmniej będzie mogła zarobić więcej pieniędzy. W myślach zatarła ręce.
- To może potrwać do dwóch tygodni i trochę kosztować. Oczywiście jeśli zamówicie więcej wyjdzie taniej i korzystniej dla obu stron – zaczęła grzebać w dużej, skórzanej torbie i wyciągnęła spory, aczkolwiek lekki woreczek – Dla waszego dowódcy. Trzy razy dziennie po dwie łyżeczki zaparzać we wrzątku.
Nie lubiła pojawiać się w Przystani Bohaterów. To miejsce ją odrzucało.
Wiedźma ze Wzgórza
Zirael złożył ręce, podchodząc do podniesienia. Ludzie zaczęli modlić się, głośno wymawiając slowa za kapłanem. Ułożone w obco brzmiącym języku, jednak były one na tyle miękko i gładko, iż łatwe były to powtórzenia. Nekromanta co chwila unosił ręce w gestach, milknął, by po chwili krzyknąć kilka razy. Imię ich bóstwa, Nesmether, powtarzało się wielokrotnie. Modlitwy przerywane były śpiewami. Wyglądała to jak ceremonia, która ujrzeć można było w innych miejscach.
OdpowiedzUsuńPo chwili jednak Zirael zapalił bukiecik aromatycznych ziół. Kapłani zeszli po schodach, podchodząc do tłumu. Ludzie poruszyli się entuzjastycznie, wyciągając do nich ręce. Dwóch z nich znalazło się jeszcze bliżej nich. Wierni, napełnieni złudną nadzieją, niemalże zaciskali palce na ich dekoracyjnych szatach. Niektórzy zawodzili, jakby zależało od tego ich życie.
Patrzcie, co za żałość w tych słabiutkich ludziach. Jak jęczą, jak proszą o odrobinę łaski.
Przyjemnie się na to patrzy.
W końcu mężczyźni wyciągnęli z tłumu młodą kobietę. Uśmiechała się szeroko i niemalże biegła na środek miejsca obrządku. Ukłoniła się z szacunkiem przed Ziraelem. To jaką pozycję wyrobił sobie w sercach tych ludzi przyprawiało go o kpiarski śmiech, który często musiał powstrzymywać po takowych gestach. Dziewczyna uklękła na oba kolana, zwracając się przodem do tłumu, odrzucając puszyste włosy do tyłu. Nekromanta podszedł do niej i okadził jej szyję oraz twarz. To było tylko ku zasłonie, tak naprawdę Zirael dodawał sobie mocy z jej ducha. Późniejszy rytuał wysysał z niego ogromne pokłady energii. Łączył się teraz z nitką życia owej kobiety oraz jej obecnych tu bliskich, rozkładając siłę zaklęcia na większą ilość osób. To zdecydowanie ułatwiało zadanie. Kobieta modliła się zajadle, gdy "Potępieniec" wylewał na jej głowę czarną maź, szepcząc formułkę czaru. Kapłani po kolei gasili sto świec, którymi była ściśle otoczona.
Dziewczyna westchnęła głośno i podniosła się na równe nogi, gdy czar zaczął działać. Skutkiem "dla efektu" były domniemane wizje, pozwalające jej ujrzeć przyszłość, która niby czeka wiernych.
Usuń- Nesmether przeniknął mnie i pokazał karty przyszłości! - jej oczy były niczym dwa ślepe księżyce, gdy patrzyła przed siebie - Uratuje nas przed mającym nadejść atakiem. Sprawi, iż bezpieczni będziemy, a nekromanci upadną na dwie jasne noce. Wykorzystajmy ten czas jak najlepiej!
Mała... Pokazałbym ci jak wykorzystać ten czas.
To była nawet racja. Zbliżała się "Gwiazda Verisathu" - pora, która osłabiała ich wszystkich, chroniąc zwłoki przed bluźnierczymi atakami. Wizja tej kobieciny była jednak tak niepewna, że nikt nie znający ich historii nie mógł się tego domyśleć.
Te wizje są poniekąd śmieszne, choć przyznaje dobra to przykrywka.
Wykonała znak Boga Harmonii i podeszła do stołu, gdzie leżały pergaminy. Z szacunkiem wzięła jeden do ręki i rozerwała jedwabną wstążkę. Rozwinęła papier i podała go Ziraelowi, wracając w towarzystwie młodego kapłana do tłuszczy. Nekromanta zaczął czytać słowa, spokojne, pełne nadziei i łaski nowego boga.
Spalił wszystkie pergaminy, które przeczytał. Zmieszał je z ziołami i kadzidłami. Sięgnął pod szatę wyciągając malutki kryształowy flakonik. Wlał kilka kropli do mieszanki, odstawiając ją jednak na bok. Zaraz w jego dłoni pojawił się bogaty sztylet, błyszczący onyksową rękojeścią. Zirael odsunął lekko szatę i wyrył znak na piersi. Kapłani zrobili do samo. Krew ciekła swobodnie po ich bladych skórach, zaraz jednak wsiąkając w ich ciała. Symbol w ułamku sekundy zastygł na piersi nekromanty, zmieniając barwę na błękit.
- Nesmether... Nesmether... Nesmether... - mówił głośno i wyraźnie, a ludzie powtarzali za nim. Magik wyciągnął ręce na bok, opuszczając nóż, który zaraz podnieśli kapłani. Uniósł głowę do góry, a oczy zaraz zaszły mu niewyobrażalną czernią. Znikła ona jednak równie szybko, jak sie pojawiła.
Nudno tu trochę...
W sumie lepsze było to kopanie grobów
Co nie?
"Cisza! Potrzebuje skupienia!" warknął w myślach Zirael, szepcząc inkantację zaklęcia. Złożył ręce i wziął do ręki naczynie z mazią, którą zrobił. Niektórzy wiedzieli, że to ta wielka chwila. Naznaczenie przez ich ukochanego boga.
Ludzie wyrywali się, by doznać tej łaski. Tłum napierał, chcąc być wybranymi. Zirael uspokoił ich gestem, a kapłani zaczęli przesiewać ludzi. Wybrali dziesiątkę wiernych, kobiety i mężczyzn, starców i młodych, żołnierzy i kupców. Stanęli w jednej linii przed nekromantą, który podszedł do nich dumnie. Szeptał kilka słów i naznaczał ich czoła specyfikiem. Wybrańcy kłaniali się ze znakiem Nesmethera. Nie wiedzieli, że dla niektórych z nich to było niczym zapowiedź pewnej śmierci.
Wybrańcy zostali odprowadzeni, a sam Zirael stanął ponownie na podwyższeniu.
- Kochani! Kilku z was obdarowanych zostało wielkim prezentem od naszego boga. Pan nasz łaskaw jest, jednak ten dar źle wykorzystany może sprowadzić jego gniew. Nieście wesołą wiadomość, nie bójcie się tego co was spotyka. Wiedzcie, że Pan Harmonii czuwa nad wami wszystkimi. - głęboki głos niknął powoli, pozwalając wiernym na śpiew. Sam natomiast skinąwszy na pożegnanie kapłanom, oddalił się i zniknął w ciemnym korytarzu.
No nareszcie koniec
Zirael Potępieniec
- dziękuję za twoja troskliwość. Jest ona zbędna - odpowiedziała kategorycznie, cały czas ja obserwujac katem oka. Z natury była nie ufna a po ucieczce z Rodzinnego Gaju nawet będąc w tłumie zachowała te czesc natury.
OdpowiedzUsuńWestchnęła.
- i na wino przyjdzie tez pora. - popatrzyła surowo na jej twarz - tobie chyba nie potrzeba więcej niz do tej pory w siebie wlałaś. - zachichotała pod nosem jakby mówiła dowcip, który tylko ja bawił - powiedz. Jakimz to sposobem trafiłas do mej chaty? To musi być dosyć ciekawa opowiesc... Z miła chęcia posłuchamy.
Eris
[Luce pomaga na moście, jak rozumiem tym nad otchłanią, z posągami? Jeśli tak, to mogłyby którymś razem wypuścić się kawałek na tę gorszą stronę, ewentualnie w nocy na warcie Luce natknęłaby się na Iridian uciekającą w panice przed jakimś magiem stamtąd, którego wkurzyła...]
OdpowiedzUsuńDziewczyna spojrzała z odrazą na kufel, ostatkami sił powstrzymując mdłości. Nienawidziła zapachu alkoholu jego smaku jeszcze bardziej. Brzydziła się nim odkąd jej ojciec zaczął pić. Pamiętała jak wtedy śmierdział i jak ten odór rozprzestrzeniał się po całym domu. Raz nawet spróbowała trochę z jego manierki, jednak od razu wypluła całą zawartość na podłogę. Przez kilka dni miała ten charakterystyczny posmak w ustach- gorzki. W jej mniemaniu był ohydny. Nie wiedziała co ludzie w nim widzą.
OdpowiedzUsuń- To proste. Ja cię wprowadzę, a ty go dźgniesz w plecy czy gdzie tam ci pozwala twój honor. Zabijesz go i tyle- powiedziała jakby była to najbanalniejsza rzecz na świecie.
Sarabi nie lubiła owijać w bawełnę. Zwykle trochę bawiła się z ludźmi dając wymijające odpowiedzi, czy wykorzystując bardzo zawiłe stwierdzenia. To ją bawiło, stanowiło pewnego rodzaju odskocznie od codziennego nudnego życia, pełnego gburów. Jednak ta sytuacja nie była ani trochę odpowiednia do żartów. Sarabi wyjątkowo była śmiertelnie poważna. Siwa mogła myśleć co chciała i mówić, co ślina przyniesie je na język. Ją to nie obchodziło. Jeżeli odmówi, znajdzie kogoś innego. Jeżeli przyjmie, to dobrze, oszczędzi jej trudu.
- Wchodzisz w to, czy nie? Prosta odpowiedź.
Sarabi
Zirael wszedł w ciemny korytarz, prowadzący do wnętrz zrujnowanego teatru. Miejsca, gdzie tylko on miał dostęp, a przejść tutaj strzegli wierni mu kapłani.
OdpowiedzUsuńTobie magiku?
- A niby komu innemu? - mruknął, rozejrzawszy się naokoło, by sprawdzić czy nikogo nie ma w pobliżu. Uspokojony wyprostował się, a jego głos przybrał mocniejszą, mroczniejszą tonację - Każdy inteligentny zauważy, że nasz cały "Nesmether" to tylko marna iluzja, skryta za doprawdy przemyślną magią.
Hoooh... Którą trzeba utrzymywać, nie? Nie kosztuje cię to za dużo sił?
- Cel warty jej poświęceń. Nasi nowi nieumarli to prawdziwe perełki wśród spaczenia - odparł, splatając dłonie i chowając je w obszernych rękawach - Po drugie... Od kiedy moja kondycja was zaczęła interesować?
Od kiedy dostarczasz nam tylu radości pączuszku. Szkoda byłoby stracić takie źródło rozrywki. Nie pozwolimy ci umrzeć, co innego z przemożnym cierpieniem
Takim jak to?
Zirael zachwiał się i upadł na kolana. Ledwo zdążył zaprzeć się dłońmi, bo upadłby bezwładnie na stos ostrych kamieni. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, trawione jakby żywym ogniem. Umysł pulsował głuchym, przemożnym bólem. Nekromanta jęknął, potrząsając głową jakby w agonii, chcąc pozbyć się tych, którzy go ranią.
Dobre! Świetne zilustrowanie przykładu mój drogi
Ohh... Czuję się zaszczycony
- Dość! - głos ledwo wydobył się z gardła Ziraela, jakby mózg nie mógł przekazać sygnału do poszczególnych części ciała - Zak... Zaklęcie... Durnie!
Racja, później się z nim pobawimy.
Ból jak złe wspomnienie minął w ułamku sekundy. Było to tak pięknie, że Zirael wstrzymał oddech. Dopiero po spotkaniu z "towarzyszami" zaczął doceniać takowe chwile. Było ich coraz mniej...
Nekromanta wstał i otrzepał się drżącymi dłońmi. Zachwiał się i oparł dłonią o ścianę. Jak długo jeszcze będzie ich zabawką?
Dopóty nam się nie znudzisz kochanieńki.
- A to kiedyś nastąpi...? - odparł bezsilnie magik. Nie był słaby. Był postrachem większości istot tego świata. Z nimi jednak mógł walczyć. Z "towarzyszami"... Nie było szans. Wielokrotnie próbował, różnymi metodami i nic. Jego wielkim sukcesem było zamknięcie niektórych partii umysłu przed nimi. Po tym jednak nastąpił chaos i taka katatonia bólu, że Ziraelowi nadal cierpnie skóra na samo wspomnienie o tym. To jednak ma i swoje dobre strony. Po takich piekielnych torturach, żadne obecne w świecie ludzkim nie zrobią na nim wrażenia.
Wszedł do zajmowanej przez siebie komnaty i zamknął dobrze drzwi. Na pierwszy rzut oka prezentowała się zwyczajnie, choć ku iluzji rozstawiono kilka elementów ich Pana Harmonii. Dopiero wytrawny magik wyczuje mroczne pokłady energii tu ukryte. Znaki uchowane czarami, mające dawać nekromancie potrzebną mu siłę. Zirael zsunął kaptur z głowy i ściągnął szatę. Niestety zabawy tych wariatów zniszczyły odrobinę nakładane nocami zaklęcie. Czarne szramy przebiegały przez bladą skórę ciała, układając się w plugawe wzory. Włosy utraciły białą barwę, mieszając się co chwila z trupią szarością. Musiał to naprawić do następnego spotkania z wiernymi.
Magik chwycił świecę i kilka innych utensyliów, rozstawiając je ostrożnie na podłodze. Oczy nekromanty widziały znak, który sam tutaj nakreślił kilka tygodni temu, teraz schowany czarem Sanktuarium. Usiadł na środku i zaczął inkantację zaklęcia. Musiał uważać, bo ponowne nakładanie zaklęcia wiązało się niejako z zatrzymaniem starego i ukazaniem na chwilę jego normalnej postaci. Musiał działać w skupieniu i szybko.
"I bez waszych idiotycznych uwag" warknął w umyśle.
Aye, aye sir!
Do czasu czarodzieju.
Zirael Potępieniec
Iridian nie była uzbrojona. Tak myślała, w końcu długiej dębowej laski nie dało się uznać za skuteczny oręż przeciwko żołnierzowi w pełnej zbroi albo chociaż o słusznej posturze. Co innego mogli pomyśleć wrogowie widzący ją z oddali, dzierżącą w rękach długi wąski przedmiot. Może nie domyślali się w nim miecza, ale włóczni, czemu nie... Gorzej, że to samo mogliby pomyśleć swoi, patrząc jak zbliża się ku nim jak oszalała.
OdpowiedzUsuńBogowie, myślała dziewczyna z rozpaczą. Niech ktoś tu będzie. Ktokolwiek.
Musiała donieść komuś o tym, co zobaczyła, zanim zginie. Nie wątpiła, że została dostrzeżona, i że magowie z Dzikich Stepów pozwolą jej bezkarnie wałęsać się po bezprawnie zagarniętych przez nich terenach.
Ktoś biegł w jej stronę. Nie któryś z barbarzyńców, tego była pewna. Wydało się jej nawet, że sylwetka zbliżającej się postaci jest jakby... kobieca?
-Też jestem z Loch Aem! -krzyknęła Iridian, unosząc laskę nad głowę i niecierpliwie nią potrząsając -I widziałam...
Odetchnęła głęboko. Jak właściwie miała opisać to, czego stała się świadkiem?
-Magowie! -krzyknęła znowu. Biegnąca z naprzeciwka kobieta była coraz lepiej widoczna, Iridian mogła dostrzec już jej siwe włosy, nietypowe w tak młodym wieku.
-Są tutaj! Blisko! Zaraz mogą tu być, a z nimi...
Znów na chwilę urwała. Co miała powiedzieć, czym właściwie były te potworne stworzenia, jakby wyłaniające się z wilgotnej gleby. Golemami? Nie były kamieniem, nie były naturą ani życiem. Iridian nie potrafiła ich wyczuć, jedynym skótkiem jej próby wysondowania było zwrócenie na siebie uwagi jednego z mistrzów rytuału. Głupie, nierozsądne posunięcie.
- brzmi nader interesujaco - zauwazyła ze smiechem - zwłaszcza jak sie ma obok nieodzowna przyjaciółke w postaci butelki - zachichotała. Biorac do ręki pitny miód, podsunęła pod nos puszke wypieków - lepiej cos przekas. Kto wie, czy w drodze powrotnej cie ktos ponownie nie napadnie. - oznajmiła z powaga. Oj tak miała szczescie - pomyslała w myslach - o mnie? alez nie ma o czym mówic za duzo. Takze podróżuje, czasem sprzedaje własne zdolnosci. Ziółka i takie tam, sama rozumiecie. A tego boli głowa a tamen miał wypadek i tak krążę - wzruszyła lekko ramionami - nie bywam w miescie, chyba ze to konieczne. Czasem brakuje narzędzi do napraw. Las oferuje duzo, lecz nie wszystko.
OdpowiedzUsuńEris
mamo
OdpowiedzUsuń